Molière

Molière

Molière 1622-1673, właśc. Jean Baptiste Poquelin, francuski komediopisarz, autor m.in.: Szkoła mężów, Szkoła żon, Świętoszek, Skąpiec, Chory z urojenia.

Wonny

Chory z urojenia 

Komedia w trzech aktach z baletem

Molier, Dzieła, t. III, przełożył T.  Żeleński, PiW, Warszawa 1988

1673 

Chory z urojenia, ostatnia sztuka Moliera, pisana w trakcie choroby i ochłodzenia relacji z królem. Sztuka pierwszy raz wystawiona została 10 lutego 1973 roku w Paryżu. 

Fragment:

„ARGAN: Jak to! Więc nawet tej przyjemności nie mogę mieć, ząby się wyzłościć?

ANTOSIA: A złość się pan, ile chcesz, nie mam nic przeciw temu.

ARGAN:Kiedy mi nie dajesz, małpo jedna, przerywasz mi co chwilę.

ANTOSIA: Jeżeli panu robi przyjemność wrzeszczeć na mnie, niechże ja mam tę przyjemność , żeby się wypłakać: każdy swoje: po słuszności. Au, au!

ARGAN: Nie ma co, nie dam jej rady. Sprzątnij to, szelmo, tylko żywo.

Czy lewatywa dzisiejsza dobrze podziałała?

ANTOSIA: Lewatywa?

ARGAN: Tak, dużo żółci ze mnie wyszło?

ANTOSIA: Ech, ja się do tego nie mieszam ; niechże pan Wonny nos tam wsadza, kiedy z tego żyje. 

ARGAN: proszę mi przygotować bulion na następną, którą mam wziąć za chwilę. 

ANTOSIA: Ten pan Wonny i pan Czyściciel nieźle sobie hulają po pańskim ciele. Odkryli w panu istną dojną krowę; doprawdy, chciałabym ich spytać , co panu brakuje, żeby wymyślać wciąż tyle lekarstw. „

chory

na przekór
naturze

BERALD: Czy to możliwe, żebyś ty już na całe życie dał się opętać swoim aptekarzom i doktorom i upierał się być chorym na przekór naturze i ludziom?

ARGAN: Co przez to rozumiesz bracie?

BERALD: Rozumiem to, że nie znam człowieka, który by był mniej chory od ciebie, i że nie pragnąłbym dla siebie lepszego zdrowia. Najważniejszym dowodem , że masz się dobrze i że twój organizm jest nader wytrzymały, jest to, że mimo starań, jakich dokładasz, nie zdołałeś jeszcze zrujnować zupełnie zdrowia i nie padłeś od wszystkich lekarstw, którymi cię naszpikowano. 

ARGAN: Ależ, czy nie wiesz bracie, że to utrzymuje mnie przy życi? Doktor Czyściciel mówi, iż byłoby po mnie, gdybym bodaj trzy dni został bez jego opieki!

BERALD: I jeżeli tylko zezwolisz, zaopiekuje się tobą w taki sposób że cię wyprawi na tamten świat.

ARGAN: Ależ mówmy rozsądnie. Zatem ty nie wierzysz w medycynę?

BERALD: Nie, bracie, i nie sądzę, aby wiara w nią była niezbędną dla zbawienia duszy.

ARGAN: Jak to! Nie uważasz za prawdę rzeczy uznanej przez cały świat i poważanej przez tyle wieków?

BERALD: Nie tylko nie uważam za prawdę, ale mówiąc miedzy nami mam ją za największe szaleństwo, jakie kiedykolwiek szerzyło się wśród ludzi. Patrząc na rzeczy filozoficznie, nie znam pocieszniejszego błazeństwa i nie widzę nic śmieszniejszego, niż kiedy jeden człowiek chce się bawić w leczenie drugiego.

BERALD: Dlatego, po prostu, że kółka naszej machiny są do dziś dnia tajemnicą, o której człowiek nie ma najmniejszego wyobrażenia; natura rzuciła nam na oczy zbyt gęstą zasłonę, abyśmy mogli cokolwiek z tej tajemnicy przeniknąć.

ARGAN: Zatem, twoim zdaniem, lekarze nie maja o niczym pojęcia?

BERALD: Owszem, bracie. Mają, po większej części, dużo szkolnych wiadomości, umieją pięknie mówić po łacinie, nazywać po grecku wszystkie choroby, określić je i podzielić; ale, co się tyczy leczenia, na tym punkcie wiadomości ich równe są zeru.

ARGAN: Ale w każdym razie trzeba się zgodzić, że w tym kierunku więcej wiedzą niż ktokolwiek.

BERALD: Wiedzą, bracie to, co ci powiedziałem i co na wiele w leczeniu się nie przyda: cała zdatność  ich sztuki polega na pompatycznej gadaninie, na tajemniczej gwarze, która podaje słowa za argumenty, a obietnice za skutki.

ARGAN: Bądź co bądź, bracie, zdarzają się miedzy nimi ludzie nie mniej uczeni i rozsądni od ciebie; widzimy rownież, że w chorobie cały świat ucieka się do lekarzy.

BERALD: To dowód słabości ludzkiej, nie zaś prawdziwości ich sztuki.

ARGAN: Ależ chyba lekarze musza wierzyć, iż umiejętność ich jest skuteczna, skoro sami dla siebie szukają w niej pomocy.

BERALD: To stąd, iż wielu lekarzy podziela powszechne mniemania, równocześnie ciagnąć z nich korzyści: inni zaś korzystają z nich, sami w nie nie wierząc. Twój doktor Czyściciel, na przykład, nie
należy do takich filutów; to urodzony lekarz, lekarz od stóp do głowy: on wierzy w swoje przepisy bardziej niż we wszystkie matematyczne dowody i roztrząsanie ich uważałby za zbrodnię. Nie widzi w medycynie nic ciemnego, nic wątpliwego, trudnego; z cała siła uprzedzenia, niewzruszoną wiarą w siebie i gwałceniem zdrowego sensu i rozsądku brnie poprzez krwioupusty i lewatywy i nie zawaha się ani na chwilę. Nie trzeba mu brać niczego za złe; wyprawi cię na tamten świat z najlepszą wiarą i zabijając cię zrobi tylko to,  co byłby gotów zrobić własnej żonie i dzieciom, a w danym razie choćby samemu sobie.

ARGAN: Bo ty jesteś przeciw niemu uprzedzony! Ale, ostatecznie, wróćmy do samej sprawy. Cóż zatem rzobic, skoro się zachoruje? 

BERALD: Nic bracie.

ARGAN: Nic?

BERALD: Nic. Trzeba jedynie spokoju. Natura sama z siebie, jeśli pozwolimy jej działać, wydobywa się powoli z zaburzeń, w które popadła. To nasz niepokój właśnie, nasza niecierpliwość psuje
wszystko; prawie wszyscy ludzie umierają na lekarstwa, a nie na choroby.

ARGAN: Ale godzisz się przecie, że można dopomóc tej naturze za pomocą pewnych środków.

BERALD: Mój Boże, bracie, człowiek lubi się karmic takimi złudzeniami; odkąd świat światem, zawsze roily się w głowach ludzi te fantazje, którym wierzymy chętnie, ponieważ odpowiadają one naszym pragnieniom i ponieważ byłoby nader miło, gdyby mogły być prawdą. Kiedy lekarz mówi ci o wspomaganiu, wzmacnianiu i poprawianiu natury, o usuwaniu z miej tego, co szkodliwe, a dodawaniu tego, co pożyteczne, o odnawianiu jej i przywracaniu pełni czynności; kiedy mówi ci o czyszczeniu krwi, regulowaniu wnętrzności i mózgu, o odciąganiu soków ze śledziony, wzmacnianiu płuc, naprawianiu wątroby, krzepieniu serca, o przywracaniu i utrzymywaniu naturalne go ciepła organizmu, jak również o tajemnicach przedłużania życia, opowiada ci właśnie cała piękną baśń medycyny. Ale gdy przychodzi do faktów, do doświadczenia, nie dostrzeżesz nic podobnego; ot , dzieje sig to, co z owymi pięknymi snami, które po przebudzeniu zostawiają jedynie przykrość, że się w nie wierzyło.

ARGAN: To niby znaczy, że cala mądrość świata mieści się w twojej głowie: ty sam więcej chcesz wiedzieć niż nasi najznakomitsi lekarze.

BERALD: Wasi najznakomitsi lekarze to dwojakie osoby: inni przy rozprawianiu, inni przy robocie. Słuchajcie ich, kiedy mówią, rzekłbyś, najbieglejsi ludzie w świecie; przypatrzcie się im w ich
dziełach, największe ignoranty pod słońcem.

ARGAN: Oi, oj, ty, widzę, jesteś wielkim doktorem: bardzo bym pragnął, aby tu był przy tym obecny który z tych panów, aby zawstydzić twoje mędrkowanie i poskromić twoje bredzenia.

BERALD: Ja, bracie, nie wziąłem sobie bynajmniej za zadanie zwalczać medycyny. Każdy może na swoje ryzyko wierzyć w to, co mu się podoba. Co mówię, to tylko miedzy nami; pragnąłbym bardzo wydobyć cię nieco z twoich złudzeń i dla rozrywki zaprowadzić cię kiedy, abyś posłuchał w tej kwestii którejś z komedii Moliera.(…)

ARGAN: Ech, do stu czartów! Gdybym ja był na miejscu lekarzy, zemściłbym się za jego zuchwalstwo; gdy mu się zdarzy zachorować, pozwoliłbym mu skapieć bez pomocy. Mógłby się wtedy kręcić i błagać, nie przepisałbym mu ani najlżejszego krwioupustu, najdrobniejszej lewatywki, powiedziałbym mu: zdychaj, zdychaj, to cie nauczy drugi raz naigrawać się ze świetego Fakultetu.

BERALD: Aleś się tez rozsierdził!

ARGAN:  Tak. To prosty błazen; i jeżeli lekarze mają, rozum, zrobią, tak, jak powiedziałem.

BERALD: On będzie miał jeszcze większy rozum, bo nie będzie ich prosił o pomoc.

ARGAN: Tym gorzej dla niego, jeśli będzie musiał obyć się bez lekarstw.

BERALD: On ma swoje racje w tym względzie i twierdzi, że na to mogą sobie pozwolić tylko ludzie tędzy i wytrzymali, którzy mają dość sił, aby znosić lekarstwa oprócz chorób; ale co do niego, ma sił
ledwie na tyle, aby dźwignąć swoje niedomagania.”

Molière

Chory z urojenia

Uczenissimi doctores, Medicine profesores,

„Antosia: W istocie, co pan zamierza?

Berald: Rozerwać was trochę dziś wieczór. Znam aktorów, którzy ułożyli scenkę promocji doktorskie z tańcami i muzyka; otóż chcę, abyśmy razem byli widzami tej uciechy, w której bratu przeznaczam pierwszą role.

Aniela: Wuju, zdaje mi się, że to bedą, drwiny zbyt daleko posunięte

Berald: Ależ, dziecko, my nie drwimy z niego, ale dostrajamy się do jego urojeń. T o wszystko przecież tylko w swoim kółku. Możemy rownież każdy wziąć jakąś rolę, bawić się w ten sposób wzajemnym kosztem. Karnawał daje do tego prawo. Chodźmy przygotować wszystko.”

Related Posts

Menu

Menu

Menu

Facebook
Twitter
LinkedIn

program

EPIC

epic day 39

EPIC II

roz