Virginia Woolf w jednym z esejów ujęła dobitnie, co myśli o czytaniu książek i recenzji – polecam.
Po pierwsze, chcę podkreślić, że na końcu tytułu stawiam znak zapytania. Nawet gdybym umiała odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie, to odpowiedź ta dotyczyłaby wyłącznie mnie samej. Jedyna rada na temat czytania, jakiej można komuś udzielić, jest taka, by nie słuchać żadnych rad, iść za głosem instynktu, posługiwać się własnym rozumem i dochodzić do własnych wniosków. Skoro wszyscy się z tym zgodzimy, to mogę teraz przedstawić kilka swoich pomysłów i sugestii, wiedząc, że nie dopuścicie do tego, by krępowały one niezależność, która jest najważniejszą cechą, jaką posiadać musi czytelnik. Ostatecznie bowiem – jakie reguły można wyznaczyć książkom? Bitwa pod Waterloo niewątpliwie rozegrała się pewnego konkretnego dnia; ale czy Hamlet jest lepszą sztuką niż Król Lear? Tego nie da się stwierdzić. Każdy musi to rozstrzygnąć sam. Jeśli wpuścimy do biblioteki autorytety, choćby najozdobniej przybrane w suknie i futra, i pozwolimy im, by dyktowały nam, co i jak mamy czytać oraz jaką wartość przypisywać temu, co czytamy, uśmiercimy ducha wolności, który jest oddechem tych sanktuariów. Prawa i konwenanse mogą nas obowiązywać wszędzie – ale nie tutaj.
Najprościej powiedzieć, że skoro książki dzielą się na klasy – beletrystyka, biografia, poezja – należy je rozdzielić i z każdego działu brać to, czego powinien nam on dostarczać. Tymczasem bardzo nieliczni żądają od książek tego, co te rzeczywiście mogą im dać. Najczęściej podchodzimy do książek z umysłami zamglonymi i niejasnymi, wymagamy od beletrystyki, by była prawdziwa, od poezji, by była kłamliwa, od biografii, by była pochlebna, od historii, by odpowiadała naszym uprzedzeniom. Gdybyśmy umieli przy czytaniu wyzbyć się tego rodzaju gotowych przekonań, to byłby wspaniały początek. Nie dyktuj autorowi; postaraj się zostać autorem, być jego współpracownikiem i sojusznikiem. Jeśli się wycofasz, stworzysz dystans i zaczniesz od razu krytykować, pozbawiasz się możliwości pełnego skorzystania z tego, co czytasz. Jeśli jednak otworzysz umysł najszerzej, jak potrafisz, wówczas niemal niezauważalne znaki i sygnały, począwszy od meandrów pierwszych zdań, pozwolą ci obcować z człowiekiem innym niż wszyscy. Zanurz się w tym, zapoznaj się z tym, a wkrótce odkryjesz, że autor ofiarowuje ci – lub usiłuje ci ofiarować – coś znacznie wyrazistszego. Trzydzieści dwa rozdziały jakiejś powieści – jeśli zaczniemy od namysłu nad tym, jak czytać powieść – są próbą stworzenia czegoś na kształt budowli, mającej strukturę i poddanej kontroli: a jednak słowa są mniej namacalne niż cegły; a czytanie zajmuje więcej czasu niż oglądanie budynku. Być może najszybciej da się pojąć, co takiego robi powieściopisarz nie wtedy, kiedy się czyta, ale kiedy się pisze; przeprowadza własny eksperyment ze słowami, doświadcza towarzyszących temu zadaniu niebezpieczeństw i trudów. Należy przywołać jakieś wydarzenie, które pozostawiło w nas niezatarte wrażenie – na przykład: na rogu ulicy minęliśmy przelotnie dwie osoby zatopione w rozmowie. Zafalowało drzewo; zatańczyło światło elektryczne; ton rozmowy był komiczny, ale i tragiczny; cała wizja, gotowa koncepcja, zawarta była jakby w tym jednym momencie.
Virginia Woolf Eseje wybrane, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2015.