Wygnanie i królestwo – Albert Camus – nowy przekład, fragmenty

wygnanie i królestwo

Albert Camus
"Wygnanie i królestwo"

– w dwóch przekładach

Czy przekład się starzeje? Czy czytając dzieło w przekładzie, czytamy „ten sam” tekst, co w oryginale?  

Przejęzyczenie . Rozmowy o przekładzie” – Zofia Zaleska – ” W przygodach tłumacza znajdujemy coś fascynującego, a czasem nawet niepokojącego. Dobry tłumacz okazuje się sprawnym sługą dwóch panów – języka oryginału i języka przekładu, udaje mu się wybrnąć szczęśliwie z sytuacji bez wyjścia. Dokonuje zatem niemożliwego. Jakie ma na to sposoby, jakie są sekrety przekładowego warsztatu, ciemne i jasne strony tej samotniczej profesji?

Z tej ciekawości powstała niniejsza książka. Zawiera dwanaście rozmów z uznanymi polskimi tłumaczkami i tłumaczami literackimi

Fragment rozmowy z Janem Gondowiczem:

„Tłumacz to jednak w ogóle jest ktoś taki, kto próbuje wbić kwadratowy kołek w okrągłą dziurę albo odwrotnie. Języki różnią się od siebie nie tylko stopniem gramatycznych zawikłań i liczbą słów, ale też ich zakresem. Te różnice pojawiają się w nich często na poziomie podstawowych czasowników, jak: „iść”, „robić”, „jeść” czy „brać”, które poza najbardziej prozaicznymi użyciami pojawiają się także na przykład w aluzjach. Dajmy na to, kiedy elementarne être, francuskie „być”, wystąpi jako en être, oznacza: „być gejem”, „być szpiclem”. X en est – nic więcej nie trzeba. Z kolei wszyscy wiedzą, że w rosyjskim często nie ma słowa „być”, podstawowego budulca zdań polskich. Polak mówi: „Jesteśmy potężni”. Rosjanin mówi: „My moguczi”. I brzmi to groźniej, co zauważył już Miłosz.” – „Przejezyczenie. Rozmowy o przekładzie”, 

"Tekst w przekładzie to zawsze jakiś wariant oryginału, nie ma na to odpowiedniego określenia, podobnie jak trudno znaleźć słowa na opisanie związku tłumacza z przekładanym tekstem. "

„Wygnanie i królestwo” z wydawnictwa PIW, to starannie wydany, w nowym przekładzie i szacie graficznej, zbiór sześciu opowiadań. To ostatnie dzieło Alberta Camusa, wydane za życia pisarza.  W serii Proza światowa – znajdziemy również:”Upadek”, „Obcy” czy „Dżumę” w nowej odsłonie.

„Wygnanie i królestwo”, zbiór opowiadań Alberta Camusa (nie wszystkie są interesujące, jako całość warte uwagi). Trzy z opowiadań z tego zbioru zwróciły moją uwag.

Tym razem, to nie opowiadania grały pierwsze skrzypce, a ich przekład. „Wygnanie i królestwo” czytałam w przekładzie Joanny Guze, dobrych parę lat temu; nowe tłumaczenie Anny Wasilewskiej, jest zwyczajnie inne.

Zbyt nowoczesne? Momentami miałam wrażenie, jakby tekst tracił klimat czasów, w których opowiadania powstały, niektóre fragmenty są słownymi dziełami sztuki.

Czytelnik jak wiadomo bywa humorzasty i przywiązuje się do tego, co znane, oswojone.  Nowy przekład albo nas zachwyci, albo nie.

jałowe versus puste
sterylnym versus jałowego
dobro jest snem versus dobro jest marzeniem

Fragmenty:

„Renegat czyli umysł zmącony” w przekładzie Anny Wasilewskiej oraz „Renegat albo umysł zmącony” w tłumaczeniu Joanny Guze.

Fagment „Renegat, czyli umysł zmącony” w tłumaczniu Anny Wasilewskiej:

Chwała mu, on był panem, jedynym panem, a jego bezspornym przywilejem była niegodziwość, nie ma dobrych panów. Pierwszy raz, wskutek zniewag, z ciałem wijącym z bólu, zdałem się na niego i uznałem  jego zły porządek, wielbiłem w nim złowrogą postawę świata. Więzień jego królestwa, w sterylnym mieście wyrzeźbionym w górze soli, odcięty od natury, pozbawiony nietrwałych i rzadkich roślin pustyni, wolny od przypadków i czułości, jakie znają nawet słońce i pisaki, od nagłego obłoku, krótkiego i gwałtownego deszczu; więzień miasta porządku, o prostych rogach , czworobocznych izbach, zamieszkanego przez sztywnych ludzi, bez przymusu stałem się jego nienawistnym i storturowanym obywatelem, wyparłem się długiej historii, której mnie nauczono.  Oszukano mnie, tylko królestwo zła nie ma skazy, oszukano mnie, prawda jest kwadratowa, ciężka, gęsta, nie znosi niuansów; dobro jest snem, dążeniem wciąż odraczanym i ściganym z potwornym wysiłkiem, celem nieosiągalnym, jego królestwo jest niedostępne. Tylko zło może dojść do ostatecznych granic i rządzić niepodzielnie, jemu trzeba służyć, żeby ustanowić jego widzialne królestwo, potem zobaczymy, potem, co znaczy potem? tylko zło jest obecne, precz z Europą, z rozumem, honorem, krzyżem. Tak, musiałem nawrócić się na religię moich panów, tak, byłem niewolnikiem, ale skoro ja też jestem zły, nie jestem już niewolnikiem, chociaż mam spętane nogi, a moje usta są nieme. Och!, ten upał przyprawia mnie o szaleństwo, pustynia krzyczy w nieznanej jasności, a ja wypieram się tego drugiego, Pana łagodności, którego samo imię mnie odstręcza, bo teraz go poznałem. Marzył i chciał kłamać, obcięto mu język, żeby jego slowa nie mamiły już świata, przebito mu głowę gwoździami, jego biedną głowę, jak teraz moja, co za breja, jestem zmęczony, ziemia nie zadrżała, jestem pewien, że nie zabito sprawiedliwego, nie potrafię w to uwierzyć, nie ma sprawiedliwych, są tylko źli panowie, którzy zaprowadzili rządy nieubłaganej prawdy. Tak, tylko bożek ma władzę, jest jedynym bogiem tego świata, nienawiść to jego przykazanie, źródło wszelkiego życia, świeża woda, świeża jak mięta, która mrozi usta i pali żołądek.”

Fragment „Renegat albo umysł zmącony” w tłumaczeniu Joanny Guze:

„Chwała mu, on jest władcą i jedynym panem, którego bezspornym atrybutem jest złość, nie ma dobrych panów. I gdy całe moje ciało krzyczało z bólu, dzięki zniewagom po raz pierwszy zdałem się na jego wolę, uznałem jego złośliwy porządek, uwielbiłem w nim złą zasadę świata. Więzień jego królestwa, jałowego miasta wyrzeźbionego w górze soli, odciętego od natury, pozbawionego przelotnej i rzadkiej roślinności pustyni, wolnego od tych przypadków czy czułości, jakie znają nawet słońce i piaski – obłok, gwałtowny i krótki deszcz – więzień miasta porządku, gdzie kąty są proste, pokoje kwadratowe i sztywno wyprostowani ludzie, stałem się dobrowolnie jego storturowanym i pełnym nienawiści obywatelem, wyparłem się tej długiej historii, której mnie nauczono. Oszukano mnie, tylko panowanie złości jest bez skazy, oszukano mnie, prawda jest kwadratowa, ciężka, gęsta, nie znosi odcieni, dobro jest marzeniem, projektem wciąż odkładanym, któremu towarzyszy wyczerpujący wysiłek, granicą, której nie osiąga się nigdy, jego panowanie jest niemożliwe. Tylko zło może dojść do ostatecznych granic i rządzić niepodzielnie, jemu trzeba służyć, żeby utwierdzić jego widzialne królestwo, potem się zobaczy, potem, co to znaczy potem, tylko zło jest obecne, precz z Europą, z rozsądkiem, z honorem i krzyżem. Tak, musiałem nawrócić się na religię moich panów, tak tak, byłem niewolnikiem, ale jeśli ja także jestem zły, nie jestem już niewolnikiem, choć mam spętane nogi i nieme usta. O, ten żar doprowadza mnie do szaleństwa, pustynia krzyczy cała w świetle nie do zniesienia, wypieram się tamtego, Pana łagodności, samo jego imię budzi we mnie bunt, znam go bowiem teraz. Marzył i chciał kłamać, ucięto mu język, żeby jego słowo nie oszukiwało już świata, przebito go gwoździami, głowę także, tę biedną głowę, jak moja teraz, co za papka, jaki jestem zmęczony, a ziemia nie zadrżała, wiem na pewno, nie zabili sprawiedliwego, nie chcę w to wierzyć, nie ma sprawiedliwych, są tylko źli panowie, którzy ustanowili rządy nieubłaganej prawdy. Tak, tylko bożek ma władzę, on jest jedynym bogiem tego świata, przykazaniem jego jest nienawiść, źródło wszelkiego życia, świeża woda, świeża jak mięta, która mrozi usta i pali żołądek.” 

" Nawracać zacnych i zbłąkanych ludzi, to był nędzny ideał naszych księży, pogardzałem nimi za to, że tyle mogli, a ważyli się na tak mało, nie mieli wiary, a ja ją miałem, chciałem, żeby uznali mnie nawet kaci, żeby padli na kolana i powiedzieli: «Panie, oto twoje zwycięstwo», chciałem samym słowem rządzić armią złych."

Albert Camus „Wygnanie i Królestwo”

Ostatnia książka wydana za życia autora. Składa się na nią sześć opowiadań (w nawiasie tytuły opowiadań w tłumaczeniu Joanny Guze): 

Niewierna żona, (Wiarołomna żona)

Renegat, czyli umysł zmącony (Renegat albo umysł zmącony)

Niemi,

Gość,

Jonas, czyli artysta przy pracy (Jonas albo artysta przy pracy)

Kamień, który rośnie (Rosnący kamień)

W nowym przekładzie Anny Wasilewskiej (PIW, Warszawa 2024) brakuje mi czegoś, trudno określić właściwie czego. Różni się ono znacznie od tłumaczenia Joanny Guze, w którym język zdaje się być jakby potocznym językiem, przemawiającym do wyobraźni, mojej wyobraźni. Przykładowo „Rządzą w swoich jałowych domach…”, starszy przekład „Panowie pustych domów”.

jałowe versus puste

sterylnym versus jałowego

„dobro jest snem”  – stary „dobro jest marzeniem”

Fagment – „Renegat, czyli umysł zmącony” w tłumaczeniu Anny Wasilewskiej:

Chwała mu, on był panem, jedynym panem, a jego bezspornym przywilejem była niegodziwość, nie ma dobrych panów. Pierwszy raz, wskutek zniewag, z ciałem wijącym z bólu, zdałem się na niego i uznałem  jego zły porządek, wielbiłem w nim złowrogą postawę świata. Więzień jego królestwa, w sterylnym mieście wyrzeźbionym w górze soli, odcięty od natury, pozbawiony nietrwałych i rzadkich roślin pustyni, wolny od przypadków i czułości, jakie znają nawet słońce i pisaki, od nagłego obłoku, krótkiego i gwałtownego deszczu; więzień miasta porządku, o prostych rogach , czworobocznych izbach, zamieszkanego przez sztywnych ludzi, bez przymusu stałem się jego nienawistnym i storturowanym obywatelem, wyparłem się długiej historii, której mnie nauczono.  Oszukano mnie, tylko królestwo zła nie ma skazy, oszukano mnie, prawda jest kwadratowa, ciężka, gęsta, nie znosi niuansów; dobro jest snem, dążeniem wciąż odraczanym i ściganym z potwornym wysiłkiem, celem nieosiągalnym, jego królestwo jest niedostępne. Tylko zło może dojść do ostatecznych granic i rządzić niepodzielnie, jemu trzeba służyć, żeby ustanowić jego widzialne królestwo, potem zobaczymy, potem, co znaczy potem? tylko zło jest obecne, precz z Europą, z rozumem, honorem, krzyżem. Tak, musiałem nawrócić się na religię moich panów, tak, byłem niewolnikiem, ale skoro ja też jestem zły, nie jestem już niewolnikiem, chociaż mam spętane nogi, a moje usta są nieme. Och!, ten upał przyprawia mnie o szaleństwo, pustynia krzyczy w nieznanej jasności, a ja wypieram się tego drugiego, Pana łagodności, którego samo imię mnie odstręcza, bo teraz go poznałem. Marzył i chciał kłamać, obcięto mu język, żeby jego slowa nie mamiły już świata, przebito mu głowę gwoździami, jego biedną głowę, jak teraz moja, co za breja, jestem zmęczony, ziemia nie zadrżała, jestem pewien, że nie zabito sprawiedliwego, nie potrafię w to uwierzyć, nie ma sprawiedliwych, są tylko źli panowie, którzy zaprowadzili rządy nieubłaganej prawdy. Tak, tylko bożek ma władzę, jest jedynym bogiem tego świata, nienawiść to jego przykazanie, źródło wszelkiego życia, świeża woda, świeża jak mięta, która mrozi usta i pali żołądek.”

„Renegat albo umysł zmącony” w tłumaczeniu Joanny Guze:

„Chwała mu, on jest władcą i jedynym panem, którego bezspornym atrybutem jest złość, nie ma dobrych panów. I gdy całe moje ciało krzyczało z bólu, dzięki zniewagom po raz pierwszy zdałem się na jego wolę, uznałem jego złośliwy porządek, uwielbiłem w nim złą zasadę świata. Więzień jego królestwa, jałowego miasta wyrzeźbionego w górze soli, odciętego od natury, pozbawionego przelotnej i rzadkiej roślinności pustyni, wolnego od tych przypadków czy czułości, jakie znają nawet słońce i piaski – obłok, gwałtowny i krótki deszcz – więzień miasta porządku, gdzie kąty są proste, pokoje kwadratowe i sztywno wyprostowani ludzie, stałem się dobrowolnie jego storturowanym i pełnym nienawiści obywatelem, wyparłem się tej długiej historii, której mnie nauczono. Oszukano mnie, tylko panowanie złości jest bez skazy, oszukano mnie, prawda jest kwadratowa, ciężka, gęsta, nie znosi odcieni, dobro jest marzeniem, projektem wciąż odkładanym, któremu towarzyszy wyczerpujący wysiłek, granicą, której nie osiąga się nigdy, jego panowanie jest niemożliwe. Tylko zło może dojść do ostatecznych granic i rządzić niepodzielnie, jemu trzeba służyć, żeby utwierdzić jego widzialne królestwo, potem się zobaczy, potem, co to znaczy potem, tylko zło jest obecne, precz z Europą, z rozsądkiem, z honorem i krzyżem. Tak, musiałem nawrócić się na religię moich panów, tak tak, byłem niewolnikiem, ale jeśli ja także jestem zły, nie jestem już niewolnikiem, choć mam spętane nogi i nieme usta. O, ten żar doprowadza mnie do szaleństwa, pustynia krzyczy cała w świetle nie do zniesienia, wypieram się tamtego, Pana łagodności, samo jego imię budzi we mnie bunt, znam go bowiem teraz. Marzył i chciał kłamać, ucięto mu język, żeby jego słowo nie oszukiwało już świata, przebito go gwoździami, głowę także, tę biedną głowę, jak moja teraz, co za papka, jaki jestem zmęczony, a ziemia nie zadrżała, wiem na pewno, nie zabili sprawiedliwego, nie chcę w to wierzyć, nie ma sprawiedliwych, są tylko źli panowie, którzy ustanowili rządy nieubłaganej prawdy. Tak, tylko bożek ma władzę, on jest jedynym bogiem tego świata, przykazaniem jego jest nienawiść, źródło wszelkiego życia, świeża woda, świeża jak mięta, która mrozi usta i pali żołądek.” 

" Nawracać zacnych i zbłąkanych ludzi, to był nędzny ideał naszych księży, pogardzałem nimi za to, że tyle mogli, a ważyli się na tak mało, nie mieli wiary, a ja ją miałem, chciałem, żeby uznali mnie nawet kaci, żeby padli na kolana i powiedzieli: «Panie, oto twoje zwycięstwo», chciałem samym słowem rządzić armią złych."

„W seminarium usiłowali mnie zniechęcić, mówili: trzeba czekać, to nie jest kraj dla misji, nie jestem dojrzały, powinienem się specjalnie przygotować, wiedzieć, kim jestem, a i potem jeszcze należałoby mnie wypróbować, zobaczymy! Ale wciąż czekać, ach, nie! zgoda na specjalne przygotowania i próby, skoro ich miejscem miał być Algier, i one zbliżały mnie do celu, ale jeśli idzie o wszystko inne, kiwałem przecząco twardą głową i powtarzałem to samo, chcę iść do największych barbarzyńców i żyć ich życiem, wykazać im na miejscu w domu ich bożka na przykład, że nie ma prawdy potężniejszej nad prawdę mojego Pana. Oczywiście, oni mnie znieważą, ale nie bałem się zniewag, były konieczne dla przeprowadzenia dowodu, a znosząc je w pewien sposób, ujarzmiłbym tych dzikich jak potężne słońce. Potężne, tak, to słowo bez przerwy obracałem w ustach, marzyłem o absolutnej władzy, która rzuca na kolana, zmusza przeciwnika do kapitulacji, nawraca go, a im bardziej przeciwnik jest ślepy, okrutny, pewien siebie, zatwardziały, tym większa chwała tego, który spowodował jego klęskę. Nawracać zacnych i zbłąkanych ludzi, to był nędzny ideał naszych księży, pogardzałem nimi za to, że tyle mogli, a ważyli się na tak mało, nie mieli wiary, a ja ją miałem, chciałem, żeby uznali mnie nawet kaci, żeby padli na kolana i powiedzieli: «Panie, oto twoje zwycięstwo», chciałem samym słowem rządzić armią złych. Ach, wiedziałem, że mam rację, nigdy nie byłem zbyt pewny siebie w innych sprawach, ale kiedy już jakaś myśl jest moja, trzymam ją mocno, to moja siła, tak, moja siła, a wszyscy się nade mną litowali!”

W tłumaczeniu Joanny Guze – „Renegat albo umysł zmącony”

reviewed

Kaleka noga / ułomna noga

W opowiadaniu „Niemi”  – jeden do jednego – kompilacja obu tłumaczeń mogłaby być mistrzostwem.

kaleka noga” , „ciężko” –  przekład Joanny Guze

 „ułomna noga”, „ociężale”  przekład Anny Wasilewskiej

Może to tylko ja tak to odbieram, że wyraz kaleka  przywołuje szybkie wyobrażenie o niepełnosprawności, ułomna natomiast, daje poczucie niepewności co do poziomu niepełnosprawności. Skojarzenia, nic więcej.

„Yvars nie widział ich jednak. Jechał ociężale bulwarem górującym nad portem. Jego ułomna noga spoczywała na nieruchomym pedale roweru, druga zaś z trudem pokonywała opór bruku, jeszcze mokrego od nocnej wilgoci.”

Nowe vs stare – „Yvars nie widział jednak ni morza, ni nieba. Jechał ciężko bulwarami górującymi nad portem. Jego kaleka noga spoczywała sztywno na nieruchomym pedale roweru, druga pokonywała z trudem opór jezdni, mokrej jeszcze od nocnej wilgoci. „

„Nie malował, ale zastanawiał się w mroku i w tej półciszy, która w porównaniu z tym, jak żył dotychczas, zdawała mu się ciszą pustyni i grobu, słuchał swego serca. Odgłosy dochodzące do antresoli nie dotyczyły go już jak gdyby, choć zwracały się do niego. Był jak ci ludzie, co umierają we śnie w pustym domu, i gdy nadchodzi ranek, gorączkowe i natarczywe dzwonki telefonu rozbrzmiewają już nad ciałem głuchym na zawsze. Ale on żył, słuchał tej ciszy w sobie, czekał na swą gwiazdę, jeszcze ukrytą, ale która wzejdzie na nowo, wynurzy się wreszcie niezmieniona nad bezładem tych pustych dni. „Świeć, świeć – mówił – nie pozbawiaj mnie twego światła”. Zaświeci znowu, był tego pewien. Ale musi jeszcze pomyśleć, skoro może wreszcie być sam, nie rozstając się ze swymi bliskimi. Musi odkryć to, czego nie zrozumiał jeszcze jasno, choć wiedział o tym zawsze, i co zawsze malował, tak jak gdyby o tym wiedział. Musi wreszcie posiąść tę tajemnicę, która nie była tylko tajemnicą sztuki, zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego nie zapalał lampy.”

„Jonas albo artysta przy pracy” w tłumaczeniu Joanny Guze

Fragment „Niewierna żona” w tłumaczeniu Anny Wasilewskiej:

„Janine poczuła dreszcz. Obróciła się znowu, poczuła przy sobie twarde ramię męża i nagle, na wpół uśpiona, przylgnęła do jego boku. Dryfowała na falach majaków, nie zapadając w sen, uczepiona tego ramienia z nieświadomą zachłannością, jak najpewniejszej przystani. Mówiła, ale z jej ust nie wychodził żaden dźwięk. Mówiła, ale ledwie słyszała samą siebie. Czuła tylko ciepło Marcela. Od dwudziestu lat, każdej nocy, w cieple, zawsze we dwoje, nawet gdy byli chorzy, nawet w podróży, jak teraz… Co robiłaby sama w domu? Bez dziecka! Czy tego jej brakowało? Nie wiedziała. Podążała za Marcelem, to wszystko, cieszac się, że jest komuś potrzebna. Na pewno jej nie kochał. Miłość, nawet wroga, nie ma tak ponurej twarzy. Ale jaką on ma twarz? kochali sie w nocy, nie widzac się, po omacku. Czy istnieje jakaś inna miłość ni ta w ciemności, miłość krzycząca w świetle dnia? Tego nie wiedziała, wiedziała tylko, ze Marcel jej potrzebuje i że sama potrzebuje tej jego potrzeby, żyła nią w nocy i za dnia, zwłaszcza w nocy, każdej nocy, bo on nie chciał być sam, nie chciał się starzeć ani umierać, z tym upartym wyrazem twarzy, który rozpoznawała niekiedy w twarzach innych mężczyzn, jednym wspólnym wyrazem twarzy tych obłąkańców, którzy maskują się pozorami rozsądku, aż dosięga ich szał i w rozpaczy rzucają się na ciało kobiety, bez pożądania, żeby ukryć w nim strach, rozbudzony samotnością i nocą. (…)”

Fragment „Renegat albo umysł zmącony” w tłumaczeniu Joanny Guze:

„Janine zadrżała. Odwróciła się znowu, poczuła przy swoim ramieniu twarde ramię męża i nagle, na wpół jeszcze śpiąc, przytuliła się do niego. Odpływała od brzegu na powierzchni snu, trzymając się tego ramienia nieświadomie, zachłannie, jakby to był jej najpewniejszy port. Mówiła, ale żaden dźwięk nie wychodził z jej ust. Mówiła, ale ledwie słyszała się sama. Czuła tylko ciepło Marcela. Od dwudziestu z górą lat co noc w jego cieple, zawsze ich dwoje, nawet gdy byli chorzy, nawet w podróży, jak teraz… Co zrobiłaby zresztą sama w domu? Nie miała dziecka! Czy nie tego jej brakowało? Nie wiedziała. Szła za Marcelem, ot i wszystko, rada, że ktoś jej potrzebuje. Nie dawał jej innej radości prócz tej, że czuła się potrzebna. Na pewno jej nie kochał. Miłość, nawet pełna nienawiści, nie ma tej kwaśnej twarzy. Ale jaka jest twarz miłości? Kochali się w nocy, nie widząc siebie, po omacku. Czy jest inna miłość prócz miłości w ciemnościach, czy jest miłość krzycząca w świetle dnia? Nie wiedziała, ale wiedziała, że jest Marcelowi potrzebna i że ta potrzeba jest jej potrzebna, że żyje nią dniem i nocą, nocą zwłaszcza, noc w noc, kiedy nie chciał być sam ani starzeć się, ani umrzeć, z tym swoim wyrazem uporu, jaki dostrzegała czasem na twarzach innych mężczyzn, jedynym wspólnym wyrazem tych obłąkańców, którzy maskują się, przybierając rozsądne miny aż do chwili, kiedy ogarnia ich szaleństwo i rzuca rozpaczliwie ku ciału kobiety, bez pragnienia, szukających w nim ucieczki przed tym, co straszne w samotności i nocy.”

 

"Ludzie, którzy nie mieli nic, ale nie służyli nikomu, nędzarze, a zarazem wolni władcy dziwnego królestwa."

„Albert Camus w Wygnaniu i królestwie (L ‚Exile et Royaume) – zbiorze opowiadań powstałych w 1957 roku, współczesnych ostatniej opublikowanej za życia pisarza powieści Upadek {La Chute), która pierwotnie stanowiła część cyklu prozatorskiego – podjął temat wygnania rozumianego jako wykorzenienie, samotność, wyobcowanie. Sześć opowiadań, wykorzystujących różne sposoby narracji od monologu wewnętrznego począwszy aż po realistyczny opis, dotyka problemu kondycji ludzkiej widzianej z perspektywy samotności psychicznej, społecznej i egzystencjalnej. W kilku spośród nich autor wyrusza w podróż wiążącą się z odkrywaniem egzotyki miejsc, jak i niezwykłych krain ludzkich myśli i wierzeń. Narrator – odbywający te wyprawy wraz ze swymi bohaterami – jest bystrym obserwatorem pejzaży wewnętrznych, które w przedziwny sposób korespondują z nastrojowością przemierzanych przestrzeni. Bohaterowie opowiadań – zawsze widziani przez autora indywidualnie, wyabstrahowani z rodzimych społeczności – obdarzeni są szczególnym darem budzenia się i klarowania samoświadomości. Poszczególne doświadczenia skłaniają ich do medytacji i jednocześnie prowokują do wychodzenia w kierunku dialogu. Większość spośród wątków opowiadań m.in. szczególne odczuwanie relacji społeczności śródziemnomorskich, wyczulenie na sytuację w Algierii oraz problem alienacji – obecnych jest również w pozostawionej przez pisarza w rękopisie powieści Pierwszy człowiek, noszącej szczególne piętno autobiografizmu.”

Posłowie (fragment), autor Urszula Klatka.

Albert Camus „Wygnanie i królestwo”, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2004.

"Ludzie, którzy nie mieli nic, ale nie służyli nikomu, nędzarze, a zarazem wolni władcy dziwnego królestwa."

Fragmenty:

„Niewierna żona” w przekładzie Anny Wasilewskiej oraz „Wiarołomna żona” w tłumaczeniu Joanny Guze.

Fragment „Niewierna żona” w tłumaczeniu Anny Wasilewskiej:

„Janine poczuła dreszcz. Obróciła się znowu, poczuła przy sobie twarde ramię męża i nagle, na wpół uśpiona, przylgnęła do jego boku. Dryfowała na falach majaków, nie zapadając w sen, uczepiona tego ramienia z nieświadomą zachłannością, jak najpewniejszej przystani. Mówiła, ale z jej ust nie wychodził żaden dźwięk. Mówiła, ale ledwie słyszała samą siebie. Czuła tylko ciepło Marcela. Od dwudziestu lat, każdej nocy, w cieple, zawsze we dwoje, nawet gdy byli chorzy, nawet w podróży, jak teraz… Co robiłaby sama w domu? Bez dziecka! Czy tego jej brakowało? Nie wiedziała. Podążała za Marcelem, to wszystko, cieszac się, że jest komuś potrzebna. Na pewno jej nie kochał. Miłość, nawet wroga, nie ma tak ponurej twarzy. Ale jaką on ma twarz? kochali sie w nocy, nie widzac się, po omacku. Czy istnieje jakaś inna miłość ni ta w ciemności, miłość krzycząca w świetle dnia? Tego nie wiedziała, wiedziała tylko, ze Marcel jej potrzebuje i że sama potrzebuje tej jego potrzeby, żyła nią w nocy i za dnia, zwłaszcza w nocy, każdej nocy, bo on nie chciał być sam, nie chciał się starzeć ani umierać, z tym upartym wyrazem twarzy, który rozpoznawała niekiedy w twrazach innych meżczyzn, jednym wspólnym wyrazem twarzy tych obłąkańców, którzy maskują się pozorami rozsądku, aż dosięga ich szał i w rozpaczy rzucają się na ciało kobiety, bez pożądania, żeby ukryć w nim strach, rozbudzony samotnością i nocą.”

Fragment  „Wiarołomna żona” – tłumaczenie – Joanny Guze:

„Janine zadrżała. Odwróciła się znowu, poczuła przy swoim ramieniu twarde ramię męża i nagle, na wpół jeszcze śpiąc, przytuliła się do niego. Odpływała od brzegu na powierzchni snu, trzymając się tego ramienia nieświadomie, zachłannie, jakby to był jej najpewniejszy port. Mówiła, ale żaden dźwięk nie wychodził z jej ust. Mówiła, ale ledwie słyszała się sama. Czuła tylko ciepło Marcela. Od dwudziestu z górą lat co noc w jego cieple, zawsze ich dwoje, nawet gdy byli chorzy, nawet w podróży, jak teraz… Co zrobiłaby zresztą sama w domu? Nie miała dziecka! Czy nie tego jej brakowało? Nie wiedziała. Szła za Marcelem, ot i wszystko, rada, że ktoś jej potrzebuje. Nie dawał jej innej radości prócz tej, że czuła się potrzebna. Na pewno jej nie kochał. Miłość, nawet pełna nienawiści, nie ma tej kwaśnej twarzy. Ale jaka jest twarz miłości? Kochali się w nocy, nie widząc siebie, po omacku. Czy jest inna miłość prócz miłości w ciemnościach, czy jest miłość krzycząca w świetle dnia? Nie wiedziała, ale wiedziała, że jest Marcelowi potrzebna i że ta potrzeba jest jej potrzebna, że żyje nią dniem i nocą, nocą zwłaszcza, noc w noc, kiedy nie chciał być sam ani starzeć się, ani umrzeć, z tym swoim wyrazem uporu, jaki dostrzegała czasem na twarzach innych mężczyzn, jedynym wspólnym wyrazem tych obłąkańców, którzy maskują się, przybierając rozsądne miny aż do chwili, kiedy ogarnia ich szaleństwo i rzuca rozpaczliwie ku ciału kobiety, bez pragnienia, szukających w nim ucieczki przed tym, co straszne w samotności i nocy.”

"Nie, nie kochał jej, po prostu bał się tego, co nie jest nią"

„Janine spojrzała na męża. Nos miał szeroki, usta nieregularne, kosmyki siwiejących włosów sterczały nad zwartym, nisko zarośniętym czołem: Marcel wyglądał jak zadąsany faun. Przy każdym wyboju czuła, jak podskakuje. Potem jego ciężki tors opadał na rozstawione nogi; patrzył przed siebie tępo, bezwładny i nieobecny. Żywe były tylko jego wielkie nieowłosione ręce, które w szarej flaneli, zasłaniającej mankiety koszuli i okrywającej przeguby, wydawały się jeszcze krótsze. Ściskały tak mocno małą płócienną walizkę, którą postawił między kolanami, że nie czuły jak gdyby niepewnych ruchów muchy. (…)Dwadzieścia pięć lat, to nie liczyło się wcale, skoro wydawało jej się, że towczoraj jeszcze się wahała, czy wybrać niezależne życie, czy małżeństwo, że wczoraj jeszcze myślała z lękiem o dniu, w którym zacznie się starzeć, może samotna. Nie była sama; ten student prawa, który nie chciał jej nigdy opuścić, znajdował się teraz u jej boku. W końcu zgodziła się na niego, choć był trochę za niski, choć nie bardzo lubiła jego zachłanny, krótki śmiech i jego czarne, zbyt wypukłe oczy. Ale lubiła jego odwagę życiową cechującą Francuzów w tym kraju. Lubiła również jego zaskoczoną minę, kiedy wypadki lub ludzie zawiedli jego oczekiwania. Nade wszystko zaś lubiła być kochaną, a on zabiegał o nią nieustannie. Dając jej tak często odczuć, że istnieje dla niego, sprawił, że istniała naprawdę. Nie, nie była sama…”

„Wiarołomna żona” w tłumaczeniu Joanny Guze

"Warto dziś tłumaczyć klasyków i odświeżać stare, uznane przekłady?"

 

„Na pewno warto, chociaż każde ponowienie jest ryzykiem i rezultat może okazać się słabszy od wcześniejszego przekładu. Przy tym nowy przekład nie unieważnia ani nie unicestwia poprzedniego lub poprzednich, lecz z nimi współistnieje.” – Anna Wasilewska  w rozmowie na temat przekładu – Zofia Zaleska „Przejezyczenie. Rozmowy o przekładzie”

„Anna Wasilewska, ur. 1952 w Warszawie, romanistka, tłumaczka, ­prowadzi dział literatury francusko- i włoskojęzycznej w „Literaturze na Świecie”. Przełożyła utwory m.in. Itala Calvina, Guida Piovenego, Tommasa Landolfiego, Umberta Eco, Daria Fo, Andrei Camilleriego, Carla Emilia Gaddy, Georges’a Pereca, Raymonda Queneau, Maurice’a Blanchota, Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, Jacques’a Derridy, Jeana Geneta, Francisa Ponge’a, Michela Leirisa i Jana Potoc­kiego. Autorka licznych tekstów krytycznych oraz tomu rozmów Od Potockiego do Pereca.” 

„Przejęzyczenie. Rozmowy o przekładzie” Zofia Zaleska

OIL When we are in alignment and our creativity is flowing

• NIGHTGOWN by MANGO can be an infinitely fulfilling one

• SLIPPERS: new colection on ZARA as if all the world is opening up to us and

• CHAIR: IKEA as if all the world

• SOURCE: Byrdie

Share
Pin
Tweet
Related

Joga w domu

Joga w domu – z Adriene, Travisem Eliotem i Timem. Trójka moich ulubionych instruktorów.

Comments

What do you think?

instagram:

Ten komunikat o błędzie jest widoczny tylko dla administratorów WordPressa

Błąd: nie znaleziono kanału o identyfikatorze 1.

Przejdź na stronę ustawień kanału Instagramu, aby utworzyć kanał.