Caged Freedom

Szukaj

Presja Tommy Caldwell, seria Literatura górska na świecie, Wydawnictwo Stapis, Katowice 2019.

Świetnie napisana książka, pozytywna i miejscami zabawna, dobrze, że znalazł się ktoś, kto namówił autora na jej publikację, szkoda byłoby stracić tak niesamowite historie.

Odkładałam w nieskończoność Presję, najpierw planowałam przeczytać książkę, potem oglądnąć The Dawn Wall, ale stało się na odwrót. Podczas oglądania tentego dokumentalnego filmu dotarło do mnie, jak bardzo młody był Tommy kiedy był w Kirgistanie i jak niesamowicie wybitnym jest wspinaczem.

Po świetnym dokumencie The Dawn Wall podejrzewałam, że Tommy Caldwell otrzymał jakieś wsparcie podczas pisania tej książki, jedną ze wspierających go osób był Jon Krakauer, natomiast Kelly Cordes, bo był nie tylko jej współautorem, ale i moim powiernikiem, terapeutą i najlepszym przyjacielem. Nie zmienia to faktu, że książka jest świetna, dobrze wydana i napisana. Cenię szczerość autora: tak na prawdę nie jestem pisarzem, a już na pewno nie autorem książek. Dlatego musiałem polegać na fachowej pomocy wielu osób. To, co w rezultacie znalazło się na kartach tej książki, to efekt współpracy wielu fantastycznych przyjaciół.

Tommy Caldwell jest wyjątkowo utalentowanym wspinaczem, jego wytrwałość w dążeniu do celu wręcz niewyobrażalna, szacun za to jakim jest wspinaczem i człowiekiem. Kevin Jorgeson, którego spotkał na swojej drodze stał się idealnym partnerem wspinaczkowym, razem stworzyli świetny zespół, który dokonał czegoś, co zdawało się niemożliwym, Dawn Wall zdobyte w stylu klasycznym.

Nikt dotąd nie wierzył, że po Dawn Wall da się wspinać klasycznie, że możliwe jest pokonanie jej przy wykorzystaniu jedynie własnego ciała, a w szczególności palców dłoni i stóp, że można tu uprawiać prawdziwą wspinaczkę, bez odwoływania się do sztucznych ułatwień, bez pomocy sprzętu do technik hakowych. Legendarne postaci świata wspinaczkowego, niektóre znane mi z dzieciństwa (kiedy to szwendały się z ojcem po naszym domu), za młodu snuły dywagacje, zastanawiając się, czy zdobycie El Capitana, i to którąkolwiek ścianą, jest w ogóle możliwe. Gdy ostatecznie w 1958 roku do tego doszło, był to ogromny przełom. W kolejnych latach niezliczone rzesze wspinaczy docierały na szczyt rozmaitymi drogami, ale uklasycznienie Dawn Wallpozostawało mrzonką. W zbiorowej wyobraźni istniała prawie jako mityczna, niezbadana kraina, teren zamieszkały przez niebezpieczne smoki i legendarne stwory, tyle że wznosił się w pionie, a do tego był praktycznie pozbawiony rzeźby, nieskazitelnie gładki.

Zainspirowany przez tatę, zakochałem się we wspinaniu dużo wcześniej, niż zaczęło mnie w życiu pociągać cokolwiek innego. Dla mnie uklasycznienie Dawn Wall to niemal symboliczny akt oczyszczenia. Zdobycie tej ściany tylko dzięki własnej sile, bez haczenia, byłoby sposobem wyrażenia siebie, miłości do wspinania i życia w najpełniejszej formie, w największej możliwej skali. Gdyby to się udało, choć sam sukces chyba nie jest taki ważny, nadałoby wagi bezmiarowi czasu spędzonego na planowaniu, ale też uzasadniałoby całe moje życie.

Podczas prób na trudnych wyciągach – a takich jest zdecydowana większość – umysł reaguje na chwilę przed ciałem. Gdy dopuszczam do siebie choćby odrobinę wątpliwości, tracę pewność. Wystarczy moment, a stopy zaczynają się ślizgać, ciało traci napięcie. Przykładam zbyt dużo siły, żeby się utrzymać, i doprowadzam do ruiny bezcenne warstwy skóry na dłoniach. Dla obserwatora to wszystko dzieje się w ułamku sekundy, niemal nieuchwytnie – niedostrzegalna zmiana ustawienia sprawia, że odpadam od ściany i pędzę w dół ku ziemi, czasem pokonując odległość dwudziestu metrów, ale w takim przewieszeniu, że w nic nie uderzam. Lina napina się, absorbuje szarpnięcie i bezpiecznie, miękko zatrzymuje lot.

Czasem przez te kilka sekund po zawiśnięciu na linie zalewa mnie fala emocji. Opuszczam głowę na piersi, czuję frustrację i zakłopotanie. Kwestionuję własne umiejętności: siłę, równowagę, gotowość znoszenia trudów. Kiedy indziej znów, i tak jest w większości przypadków, pozostaję optymistą do granic absurdu. W jakich innych dziedzinach życia trzeba się sprawdzać nieustannie, bez końca? Jakie działania dają tak natychmiastową informację zwrotną? Analizuję, zbieram myśli i próbuję ponownie.

Już wiesz, jak to zrobić. Wiesz, że potrafisz.

Pisząc o swoim dzieciństwie Tommy Caldwell wspomina pokaz slajdów, jaki odbył się w jego rodzinnym domu, kiedy jako mały dzieciak miał okazję poznać Warrena Hardinga wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale podczas tego pamiętnego slajdowiska z 1983 roku Harding rozpalił we mnie iskrę. Gdy w kolejnych latach dowiadywałem się o nim więcej, iskra zamieniła się w mały płomyk.

Siedem lat wcześniej Harding i jego partner Dean Caldwell (zbieżność nazwisk przypadkowa), (…) po dwudziestu siedmiu dniach w ścianie wczołgali się na szczyt, gdzie już czekała na nich chmara reporterów i kamer telewizyjnych. (…) Słynną hakówkę Hardinga ochrzczono pierwotnie nazwą The Wall of the Early Morning Light, a po latach ta część El Capitana , najbardziej odstraszająca partia najbardziej kultowej wielkiej ściany na świecie (…) zyskała sławę jako Dawn Wall.

Presja to książka warta uwagi, a historia jej bohatera niewiarygodna i interesująca, oby więcej tak pozytywnych ludzi jak Tommy.

Related Posts