"— Za każdym razem zdaje mi się, że to ostatnie słowo. Że nie będę mógł dalej… Pan
oczywiście nie rozumie. Nie może pan rozumieć. Strach, że to ostatnie słowo, jak mam to
wyjaśnić? Przecież to wywala się ze mnie jak w czas powodzi woda spod progu drzwi. Nie
wiem, co jest za nimi. Nie wiem, czy to nie ostatnia fala. Nie panuję nad siłą źródeł. One są tak bardzo we mnie, że poza mną. I pan chce, żebym ja „zajmował postawę”… Jestem zawsze skrępowany w sobie. Wolny mogę być tylko w ludziach, o których piszę, a i to jest złudzenie.
Dla kogo mam pisać? Minął jaskiniowiec, który żarł gorące mózgi z czaszek bliźnich, a ich
krwią rysował w pieczarach dzieła sztuki, którym nic jeszcze nie dorównało. Minął czas
renesansu, genialnych uniwersalistów i stosów ze skwierczącymi heretykami. Minęły hordy
ujeżdżające oceany i wiatr. Zbliża się epoka skoszarowanych karłów, muzyki w konserwach,
hełmów, spod których nie można patrzeć w gwiazdy. Potem, mówią, ma przyjść równość i
braterstwo. Dlaczego równość, dlaczego wolność? Kiedy brak równości stwarza wizjonerskie
sceny i pożar rozpaczy, kiedy groza może wycisnąć z człowieka coś, co warte jest więcej od
wyczesanego dosytu. Ja nie chcę rezygnować z tej kolosalnej różnicy napięć. Gdyby to ode
mnie zależało, zostałyby i pałace, i rudery, i warownie!"