Hermann Hesse
Miejsce ryb jest w wodzie
Peter Camenzind
Hermann Hesse, Wydawnictwo Media Rodzina 2021, tytuł oryginału: Peter Camenzind, pierwsze wydanie 1904 rok, tłumaczyła Elżbieta Ptaszyńsk-Sadowska, z posłowiem Volkera Michelsa.
„Peter Camenzind to, według dotychczasowych ustaleń, trzecia, skończona próba obszerniejszego opowiadania, które wyszło spod pióra młodego Hessego. (…) Podczas gdy jeszcze we wrześniu 1904 roku w liście do Stefana Zweiga wiwatował: „Niech żyje Peter Camenzind! Bez niego byłbym się nie ożenił i nie mógłbym się tu sprowadzić!”, trzy miesiące później do Hansa Bethgego pisał już tak: „Przesadne sukcesy Petera nieszczególnie – pomijając pieniądze – mnie uradowały, bo widzę, że staję się wręcz modny, a na tym nigdy mi nie zależało”. A jesienią 1906 roku w liście do Franza Karla Ginzkeya skarżył się: „Wolałbym oddać ostatniego feniga i opublikować Camenzinda anonimowo. Bycie sławnym jest marną, smutną i w istocie bardzo śmieszną rzeczą. Nie ma dnia, by autorzy nie przysyłali mi nowych książek (do zrecenzowania), wydawcy nie prawili frazesów, młodzi ludzie nie podrzucali swoich manuskryptów”.”
Volker Michels
Fragment posłowia
"Ze zdumieniem stwierdziłem, że człowiek różni się od reszty przyrody przede wszystkim oślizgłą galaretą zakłamania, która go otacza i chroni. Niebawem zaobserwowałem u wszystkich swoich znajomych to samo zjawisko – będące następstwem tego, że każdy jest zmuszony przedstawiać sobą jakąś wyrazistą postać, podczas gdy nikt nie zna swej najgłębszej istoty. Z osobliwym uczuciem skonstatowałem to samo u siebie, wobec czego porzuciłem zamiar zgłębiania ludzi do dna. U większości z nich owa galareta była ważniejsza. Odkrywałem ją już nawet u dzieci, które świadomie lub nieświadomie wolą grać jakąś rolę, niż objawiać się instynktownie i bez osłonek."
"Kiedy teraz patrzę na swoje życie i zastanawiam się nad jego kolejami i zwrotami, cieszy i zarazem złości mnie to, że także ja na własnej skórze doświadczyłem starej prawdy, iż miejsce ryb jest w wodzie, a chłopów na wsi oraz że z nimikońskiego Camenzinda żadną miarą nie da się zrobić mieszczucha ani światowca. Oswajam się z myślą, że tak musi być, i jestem zadowolony, że moja nieporadna pogoń za szczęściem całego świata sprowadziła mnie wbrew woli z powrotem do tego starego kąta między jeziorem a górami, gdzie przynależę i gdzie moje cnoty oraz przywary, a zwłaszcza przywary, są czymś zwyczajnym i codziennym. Przebywając daleko, zapomniałem o ojczystych stronach i gotów byłem uważać siebie za rzadką i niezwykłą roślinę; obecnie widzę znowu, że to tylko duch Nimikonu straszył we mnie i nie umiał się dostosować do zwyczajów reszty świata. Tu nikomu nie przyjdzie do głowy, by widzieć we mnie dziwaka, a kiedy przyglądam się swojemu staremu papie czy wujowi Konradowi, wydaję się sobie nieodrodnym synem i siostrzeńcem. Tych kilka niezbornych wzlotów w krainę ducha i tak zwanej edukacji można doskonale porównać ze słynną historią z żaglówką wuja, tyle że mnie kosztowały one dużo więcej pieniędzy, wysiłku i najlepszych lat życia. Również zewnętrznie stałem się na powrót całkowicie tubylcem, odkąd kuzyn Kuoni przycina mi brodę i odkąd noszę spodnie na szelkach i koszule z podwiniętymi rękawami, a kiedy posiwieję i się zestarzeję, niepostrzeżenie przejmę miejsce mego ojca i jego nieznaczną rolę w życiu wioski. Ludzie wiedzą jedynie tyle, że długie lata byłem w obcych krajach, ja zaś wystrzegam się im wyznać, jaki podły zawód uprawiałem i w ile bagien wpadłem, bo niechybnie zaraz drwiono by ze mnie i dostałoby mi się jakieś przezwisko. Ilekolwiek razy opowiadam o Niemczech, Włoszech czy Paryżu, trochę się stroszę i nawet w najuczciwszych miejscach sam powątpiewam we własną wiarygodność.”
Wędrowiec i jego cień
Gunnar Decker
"jak dowodzi replika Hessego dotycząca Petera Camenzinda, z którym do tej pory identyfikują go liczni czytelnicy. Pisarz jest bardzo surowy w odniesieniu do swoich początków, zbyt surowy wobec siebie. Być może ma na myśli coś więcej niż tylko książkę, która oprócz kilku błędów ma liczne zalety, jak informuje swoich czytelników w Podróży norymberskiej: „Zostałem entuzjastycznie powitany przez jednego z czytelników jako autor Petera Camenzinda. Stałem przed nim i czerwieniłem się; co miałem mu powiedzieć? Że nie pamiętam już tej książki, że od piętnastu lat jej nie czytałem i że we wspomnieniach często mylę ją z Trompeter von Säckingen (Trębacz z Säckingen)? Że zresztą nie cierpię nie tyle samej książki, ile roli, jaką odegrała w moim życiu, a mianowicie, że przez swój nieoczekiwany sukces na zawsze wpędziła mnie do literatury, z której mimo rozpaczliwych wysiłków już nie udało mi się wyrwać?”
Czytając kolejne dzieła Hessego nieustannie powracam myślami do minionego świata, o czym pisałby dzisiaj, jak zatrzymałby czas, ujął w słowach dzieciństwo czarodzieja, czy byłoby co wspominać? Peter Camenzind jest typowym bohaterem, jakiego znamy z książek autora, szukającego autentyczności zarówno w sobie jak i w innych.
"Bez wielkiego żalu czułem, że wyrastam z okresu młodzieńczego i przybliżam się ku owemu dojrzałemu wiekowi, gdy człowiek uczy się patrzeć na swe życie jako na krótki odcinek drogi, a na siebie samego jako na wędrowca, którego ścieżki i wreszcie zniknięcie bynajmniej nie poruszą ani nie zainteresują świata. Wciąż mamy przed sobą cel życia, nie tracimy z oczu wybranego marzenia, ale już nie czujemy się niezbędni i krocząc tą drogą, niejednokrotnie pozwalamy sobie na wytchnienie, aby bez wyrzutów sumienia wyciągnąć się w trawie, zagwizdać piosenkę i cieszyć się miłą teraźniejszością bez jakichkolwiek ukrytych myśli. "