Jerzy Kukuczka 1948 – zmarł 24 października 1989 na Lhotse w Nepalu – jako pierwszy Polak a drugi człowiek na ziemi zdobył Koronę Himalajów i Karakorum.
„Swoją filozofię Kurtyka nazywa „Ścieżką Góry”.
Jerzy Kukuczka nie komentuje publicznie tego manifestu. Pisze w swoim pamiętniku: Moje życie jest przygodą górską. Trzy punkty oparcia – podstawowa zasada wspinaczki. Moja dewiza życiowa: stój twardo na ziemi, nie wpuszczaj się w kanały różnych teologii alpinistycznych, różnych teoretyków. Pamiętaj, podstawą alpinizmu, himalaizmu jest wspinaczka, dążność do góry. Reszta to brednie, trele-morele, które usprawiedliwiają słabość.
„Chcą wypracować wspólne stanowisko. 22 kwietnia 1987 roku przyjeżdżają do Gliwic najsłynniejsi, między innymi Wanda Rutkiewicz, Andrzej Bilczewski, Andrzej „Zyga” Heinrich, Jerzy Kukuczka, Janusz Skorek, Krzysztof Wielicki, Andrzej Zawada, Wacław Sonelski…
Dyskutują przez kilka godzin, zastanawiają się, czy zasady: „wartości moralne ponad wszystko” nie zastępuje przypadkiem nowa formuła: „sukces ponad wszystko”. Czy śmierć w ich dyscyplinie musi być nieodzownym elementem gry? Czy są sposoby, żeby ograniczyć ryzyko? Jaka jest granica między obowiązkiem moralnym a poświęceniem? Czy na wysokości 8 tysięcy metrów, gdy mózg ludzki przestaje normalnie działać, można mówić o etycznych wyborach, o człowieczeństwie?
Przypominają starą zasadę: wyszedłeś razem, razem wracaj. – A tego już teraz nie ma! – żałuje Andrzej Zawada. – Ktoś idzie z jednej strony góry, spotykają się
na szczycie, schodzi drugą górą i… dołącza do innej wyprawy.
– 20 lat temu wyjeżdżaliśmy w zespole, który miał za zadanie zdobyć górę. I było obojętne, kto stanie na szczycie. Oczywiście, każdy dążył do tego, żeby dojść jak najwyżej, ale mieliśmy pełną satysfakcję, jeżeli góra została zdobyta, nieważne przez kogo z nas. Później zaczęła się rywalizacja w zespołach wyprawowych. Zespoły dwójkowe rywalizowały między sobą, żeby tak się ustawić, aby dotrzeć do wierzchołka. W ostatnim okresie wyraźnie obserwujemy już rywalizację między partnerami. W dwójkowych zespołach! – zauważa Heinrich.
Michał Gliński, lekarz wielu wypraw wysokogórskich, dorzuca: – A nasza wyprawa na Makalu… Śmierć Tadka Szulca. Po śmierci – kto pójdzie go pochować. I był taki chłopak, który powiedział: mnie się to nie kalkuluje, bo stracę okazję wejścia na szczyt!
– Coraz częściej się zdarza, że idzie dwójka w kierunku szczytu i różnica w czasie wejść na wierzchołek między partnerami to godzina, dwie. A więc jest jakaś rywalizacja między nimi – mówi Heinrich. – Równie dobrze mogliby obydwaj, idąc spokojnie, wejść na szczyt, razem zejść, ubezpieczając się nawzajem, a dochodzi do tego, że podejmują dodatkowe ryzyko, często kończące się wypadkiem.
Wielicki nie wytrzymuje: – Dlatego trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy idziemy w góry, żeby robić sukces, czy po to, żeby przeżywać góry z partnerem.
Świetnie napisana książka, warta uwagi.