Zaginieni z Everestu

Milan Vranka

Zaginieni z Everestu Milan Vranka, w przekładzie Huberta Jarzębowskiego, Stapis 2018, seria: Literatura Górska na Świecie.
"Oto opowieść o pewnym himalajskim śnie i jeszcze większej tragedii. Wejście Jozefa Justa na Everest … ma numer 261. Jako trzydziesty drugi człowiek na świecie nie używał butli tlenowej. Życie w encyklopedycznym wydaniu. Dušan Becík, Peter Božík, Jaroslav Jaško i Jozef Just to czwórka słowackich himalaistów, którzy zaginęli w październiku 1988 roku na Evereście, po wejściu na Wierzchołek Południowy (8760 m) drogą Boningtona."

"Peter Božík: Ja nie tylko chcę przejść tę drogę. Ja po prostu muszę to zrobić!

"Udało się! W sierpniu 1988 wyrusza na Everest trzecia czechosłowacka wyprawa. A dokładniej wyprawa słowacko-nowozelandzka. Jej celem jest przejście drogi Boningtona i wejście na wierzchołek za jednym podejściem. Ciekawostka: nowozelandzki zespół liczył czterech członków, wśród nich Gary Ball i Rob Hall (tragedia Everest 1996, jako kierownik komercyjnej wyprawy, słynnej za sprawą książki Jona Krakauera). Sporo czasu minęło od tej tragedii zanim Milan Vranka zebrał się w sobie, by powstała ta książka: pomysł, żeby napisać książkę o tragicznym losie czwórki słowackich himalaistów na Evereście 1988 roku, zaczął we mnie kiełkować już bezpośrednio po tragedii. (…) W 21998 roku minie już dziesięć lat. – Tak pięknie by było napisać na dziesiątą rocznicę. Nie napisałem. Nie zrobiłem tego również na piętnastą ani dwudziestą rocznicę.(…) Dopiero po przeszło dwudziestu latach od tragedii zagłębiłem się w stare artykuły z czasopism, listy z wyprawy, dzienniki ekspedycji, notatki oraz zapisy rozmów i zacząłem pisać. Oto opowieść o pewnym himalajskim śnie i jeszcze większej tragedii.

E

V

E

R

E

S

T

Zaginieni z Everestu

Milan Vranka

"Jaro Jaško: Jajka są dobre na pamięć – ogłasza Jaro. – Ja już teraz mam porządną sklerozę – dodaje Peter. – Jeśli zabraknie jajek, to może się okazać, że zdobędziemy Everest, a schodząc, zapomnimy, że na nim byliśmy. "Milan Vranka, jak zauważył Janusz Majer sprawił, że polscy czytelnicy dzięki książce Zaginieni z Everestu: możemy powiedzieć, że Złota Era lat osiemdziesiątych w Himalajach była nie tylko polska, ale należała również do naszych sąsiadów – Słowaków i Czechów, a wielkie tragedie dotykały nie tylko nas. Czterech chłopaków, zupełnie zwyczajni ludzie, którzy tu w Bratysławie mieszkali, chodzili do szkoły, do pracy, z którymi nieraz była kupa śmiechu (…) i tak sobie żyli zwyczajnie, nie jak jacyś superzawodowcy, a potem zrobili w górach coś, czego nikt inny nie dokonał…"
Pod Everest jechali ze śmiałymi planami popartymi ciężkimi przygotowaniami, doświadczeniem i wiarą we własne siły. To, że mieli podstawy wierzyć w sukces, dwóch z nich (Becík i Just) udowodniło najpierw zdobyciem wierzchołka Lhotse, czwartego najwyższego szczytu świata. Drugim dowodem zasadności wiary w sukces był fakt, że cała czwórka 17 września 1988 roku stanęła na wysokości 8760 metrów na południowym wierzchołku Everestu, a Just doprowadził ich przedsięwzięcie do końca, wychodząc na sam szczyt. Był to fantastyczny wyczyn najwyższej światowej klasy! Niestety kolejna wiadomość spod Everestu była tragiczna: cała czwórka została uznana za zaginioną, a poszukiwania zakończyły się bez rezultatu. Zawsze kiedy czytam o wypadkach/ofiarach w Himalajach zastanawiam się, dlaczego ten konkretny przypadek wzbudził więcej emocji i zażartych dyskusji. Dziwnym zbiegiem okoliczności zdaje się być mniej dyskusji, kiedy zginą wszyscy wspinacze uczestniczący w danym wejściu, kiedy choć jeden przeżyje, to zaczyna się niekończąca dyskusja. Kierownik ekspedycji Everest 1988 Ivan Fiala (zmarł w lipcu 2018 roku): trudno oceniać zachowanie wspinaczy i ludzkiego organizmu na wysokości 8300 metrów z poziomu w Bratysławie.

 

 

 

Janusz Majer w posłowiu: 
Uszanujmy ich wybór, doceńmy ich heroizm.

Kiedy zginie podczas ekspedycji człowiek, to zawsze jest smutne. Ale kiedy zginie czterech….