Halina

Anna Kamińska

Anna Kamińska "Halina. Dziś już nie ma takich kobiet" Opowieść o himalaistce Halinie Krüger - Syrokomskiej, Anna Kamińska, Wydawnictwo Literackie 2019.
"Faj­nie jest zdo­być szczyt i zre­ali­zo­wać wła­sną am­bi­cję, ale naj­lep­sza jest ta przy­jem­ność by­cia w gó­rach, ra­zem z in­ny­mi ludź­mi, i wspól­ne ro­bie­nie dro­gi. „Nie żyje się dla gór, tyl­ko dla ży­cia”, ma­wia­ła."

„Nie żyje się dla gór, tyl­ko dla ży­cia”,

– Ha­li­na była świet­ną ta­ter­nicz­ką, ale nie chwa­li­ła się swo­imi osią­gnię­cia­mi i dla­te­go trze­ba ro­bić to dziś za nią i o niej przy­po­mi­nać – twier­dzi Kol­bu­szew­ski. – Ona nie two­rzy­ła wo­kół sie­bie mitu. Nie ce­le­bro­wa­ła swo­ich suk­ce­sów. Nie mó­wi­ła o tym każ­de­mu, kogo spo­ty­ka­ła. Nie opo­wia­da­ła o dro­gach, któ­re zro­bi­ła w Ta­trach, ani o swo­ich gór­skich part­ne­rach czy o prze­ży­wa­niu gór. A mia­ła wie­le do po­wie­dze­nia, bo to był pięk­ny czło­wiek. Ko­cha­ła góry i kie­dy o nich opo­wia­da­ła, mia­ła iskrę w oku. Wi­dać było, że ona się świet­nie czu­je w gó­rach i czu­je góry. Kie­dy mó­wi­ła o wspi­nacz­ce, było w niej świa­tło. I ra­dość. Ona w ogó­le na­wet uśmie­cha­ła się ocza­mi. Świetnie się czyta, jedna z nielicznych książek w których bohaterka ze środowiska wspinaczy wysokogórskich jest opisana tak autentycznie (na ile materiał autorce pozwolił), po ludzku chciałoby się rzec. Z góry słów wyłoniła się wyjątkowa kobieta, o której dokonaniach przed Gaszerbrumem czytałam jedynie przy okazji historii związanych z Wandą Rutkiewicz.

H

A

L

I

N

A

Halina Krüger - Syrokomska

1938-1982

– Ha­li­na była świet­ną ta­ter­nicz­ką, ale nie chwa­li­ła się swo­imi osią­gnię­cia­mi i dla­te­go trze­ba ro­bić to dziś za nią i o niej przy­po­mi­nać – twier­dzi Kol­bu­szew­ski. – Ona nie two­rzy­ła wo­kół sie­bie mitu. Nie ce­le­bro­wa­ła swo­ich suk­ce­sów. Nie mó­wi­ła o tym każ­de­mu, kogo spo­ty­ka­ła. Nie opo­wia­da­ła o dro­gach, któ­re zro­bi­ła w Ta­trach, ani o swo­ich gór­skich part­ne­rach czy o prze­ży­wa­niu gór. A mia­ła wie­le do po­wie­dze­nia, bo to był pięk­ny czło­wiek. Ko­cha­ła góry i kie­dy o nich opo­wia­da­ła, mia­ła iskrę w oku. Wi­dać było, że ona się świet­nie czu­je w gó­rach i czu­je góry. Kie­dy mó­wi­ła o wspi­nacz­ce, było w niej świa­tło. I ra­dość. Ona w ogó­le na­wet uśmie­cha­ła się ocza­mi. Świetnie się czyta, jedna z nielicznych książek w których bohaterka ze środowiska wspinaczy wysokogórskich jest opisana tak autentycznie (na ile materiał autorce pozwolił), po ludzku chciałoby się rzec. Z góry słów wyłoniła się wyjątkowa kobieta, o której dokonaniach przed Gaszerbrumem czytałam jedynie przy okazji historii związanych z Wandą Rutkiewicz. Ps. (fragment) Chcia­łam, mimo tru­du od­kry­wa­nia ta­jem­ni­cy Pani ży­cia, przy­wo­łać o Pani pa­mięć. Sza­nu­ję Pa­nią za to, że mó­wiąc o gó­rach, mó­wi­ła Pani za­wsze „my”, nie „ja”. I że jako re­pre­zen­tant­ka po­ko­le­nia, któ­re­go na­czel­ną za­sa­dą była za­czerp­nię­ta od Waw­rzyń­ca Żu­ław­skie­go za­sa­da, że „Przy­ja­cie­la nie opusz­cza się na­wet wte­dy, gdy jest bry­łą lodu”, usły­sza­łam od wszyst­kich swo­ich roz­mów­ców, że była Pani w gó­rach fair. Pró­bo­wa­łam od­dać jak naj­le­piej Pani losy i kil­ka z tych naj­więk­szych Pani „wy­ryp” w gó­rach. An­drzej Sko­czy­las, pani ko­le­ga, któ­ry miesz­kał w Pani domu w Ani­nie, po­ra­dził mi, by przy tych wspo­mnie­niach o Pani nie wia­ło chło­dem. „O Ha­li­nie trze­ba pi­sać cie­pło, nie zim­no – prze­ko­ny­wał. – Z czu­ło­ścią. Ona na to za­słu­gu­je”. Sta­ra­łam się wziąć to so­bie do ser­ca. „Ha­li­na wró­ci, mu­sia­ła się tyl­ko gdzieś za­gu­bić mię­dzy znie­wa­la­ją­cy­mi swą po­tę­gą i uro­dą szczy­ta­mi...”– na­pi­sa­ła po po­wro­cie z wy­pra­wy na K2 al­pi­nist­ka Chri­sti­ne de Co­lom­bel, z któ­rą („to szczyt per­wer­sji!”), roz­ma­wia­ła Pani po fran­cu­sku wy­so­ko w gó­rach. Chcia­ła­bym, by Pani po­wrót uła­twi­ła ta książ­ka. Dzi­siaj nie ma ta­kich ko­biet jak Pani i Wan­da Rut­kie­wicz, któ­re bu­do­wa­ły­by hi­ma­la­izm ko­bie­cy i po­ka­zy­wa­ły, że w gó­rach nie ma ce­lów i szczy­tów, któ­rych nie mo­gły­by osią­gać wspól­nie ko­bie­ty. Nie ma już tak­że wiel­kich pol­skich wy­praw ko­bie­cych. Sposób w jaki Anna Kamińska snuje opowieść o Halinie Krüger od pierwszych stron zachęca do zagłębiania się w lekturę. Trzeba mieć niezwykły talent aby pisząc o kimś zmarłym tak opisać jego życie, aby czytelnikowi zdawało się, że słyszy śmiech małej zadziornej dziewczynki z wielką białą kokardą. Moja wiedza na temat Haliny Krüger była dość uboga, dlatego ucieszyło mnie coś nowego na rynku wydawniczym. Zamiast odgrzewanego kotleta świeża, doskonała lektura, po której przeczytaniu mam lekki niedosyt - to świetnie napisana książka, z niecierpliwością (co do mnie raczej niepodobne) czekam na kolejną spod pióra pani Anny, przeproszę się z książką o Wandzi (kupię). – Ha­li­na lu­bi­ła lu­dzi i przy­jaź­ni­ła się nie tyl­ko z or­ła­mi, czy­li wiel­ki­mi wspi­na­cza­mi, ale też z my­si­kró­li­ka­mi – tłu­ma­czy An­drzej Mar­czak. – W re­la­cjach nie było dla niej waż­ne, czy ktoś ma ja­kieś osią­gnię­cia, czy nie. Sza­no­wa­ła każ­de­go czło­wie­ka, nie­za­leż­nie od wy­ni­ków. My­ślę, że dla niej góry to w ogó­le przede wszyst­kim byli lu­dzie. Hi­sto­ria Ha­li­ny to jest opo­wieść o tym, jak moż­na pięk­nie prze­żyć ży­cie w gó­rach, nie dla osią­gnięć, wy­ści­gu i po­kla­sku, tyl­ko dla przy­jem­no­ści, w to­wa­rzy­stwie cie­ka­wych osób. Niesamowita historia nietuzinkowej kobiety, która zdecydowanie zasłużyła na opowieść o swoim poniekąd szalonym życiu, to pięknie napisana historia. Autorka wspomniała o Kuncewiczówce: w Ka­zi­mie­rzu, w ogro­dzie obok domu, jest sad, w któ­rym ro­sną ja­błon­ki. Za nim stoi dom Ma­rii i Je­rze­go Kun­ce­wi­czów, tak zwa­na Kun­ce­wi­czów­ka, któ­ra te­raz, w cza­sie oku­pa­cji, zaj­mo­wa­na jest przez Niem­ców. Ileż razy podziwiałam ten przepiękny zakątek Kazimierza Dolnego, słyszałam o tylu ciekawych historiach, ale nigdy nie przewinęło się nazwisko Haliny Kruger. Halina. Dziś już nie ma takich kobiet. Opowieść o himalaistce Halinie Krüger - Syrokomskiej.

Halina. Dziś już nie ma takich kobiet. Opowieść o himalaistce Halinie Krüger – Syrokomskiej, Anna Kamińska, Wydawnictwo Literackie 2019.

Faj­nie jest zdo­być szczyt i zre­ali­zo­wać wła­sną am­bi­cję, ale naj­lep­sza jest ta przy­jem­ność by­cia w gó­rach, ra­zem z in­ny­mi ludź­mi, i wspól­ne ro­bie­nie dro­gi. „Nie żyje się dla gór, tyl­ko dla ży­cia”, ma­wia­ła.

– Ha­li­na była świet­ną ta­ter­nicz­ką, ale nie chwa­li­ła się swo­imi osią­gnię­cia­mi i dla­te­go trze­ba ro­bić to dziś za nią i o niej przy­po­mi­nać – twier­dzi Kol­bu­szew­ski. – Ona nie two­rzy­ła wo­kół sie­bie mitu. Nie ce­le­bro­wa­ła swo­ich suk­ce­sów. Nie mó­wi­ła o tym każ­de­mu, kogo spo­ty­ka­ła. Nie opo­wia­da­ła o dro­gach, któ­re zro­bi­ła w Ta­trach, ani o swo­ich gór­skich part­ne­rach czy o prze­ży­wa­niu gór. A mia­ła wie­le do po­wie­dze­nia, bo to był pięk­ny czło­wiek. Ko­cha­ła góry i kie­dy o nich opo­wia­da­ła, mia­ła iskrę w oku. Wi­dać było, że ona się świet­nie czu­je w gó­rach i czu­je góry. Kie­dy mó­wi­ła o wspi­nacz­ce, było w niej świa­tło. I ra­dość. Ona w ogó­le na­wet uśmie­cha­ła się ocza­mi.

Świetnie się czyta, jedna z nielicznych książek w których bohaterka ze środowiska wspinaczy wysokogórskich jest opisana tak autentycznie (na ile materiał autorce pozwolił), po ludzku chciałoby się rzec. Z góry słów wyłoniła się wyjątkowa kobieta, o której dokonaniach przed Gaszerbrumem czytałam jedynie przy okazji historii związanych z Wandą Rutkiewicz.

Ps. (fragment)
Chcia­łam, mimo tru­du od­kry­wa­nia ta­jem­ni­cy Pani ży­cia, przy­wo­łać o Pani pa­mięć.
Sza­nu­ję Pa­nią za to, że mó­wiąc o gó­rach, mó­wi­ła Pani za­wsze „my”, nie „ja”. I że jako re­pre­zen­tant­ka po­ko­le­nia, któ­re­go na­czel­ną za­sa­dą była za­czerp­nię­ta od Waw­rzyń­ca Żu­ław­skie­go za­sa­da, że „Przy­ja­cie­la nie opusz­cza się na­wet wte­dy, gdy jest bry­łą lodu”, usły­sza­łam od wszyst­kich swo­ich roz­mów­ców, że była Pani w gó­rach fair.
Pró­bo­wa­łam od­dać jak naj­le­piej Pani losy i kil­ka z tych naj­więk­szych Pani „wy­ryp” w gó­rach.
An­drzej Sko­czy­las, pani ko­le­ga, któ­ry miesz­kał w Pani domu w Ani­nie, po­ra­dził mi, by przy tych wspo­mnie­niach o Pani nie wia­ło chło­dem. „O Ha­li­nie trze­ba pi­sać cie­pło, nie zim­no – prze­ko­ny­wał. – Z czu­ło­ścią. Ona na to za­słu­gu­je”.
Sta­ra­łam się wziąć to so­bie do ser­ca.
„Ha­li­na wró­ci, mu­sia­ła się tyl­ko gdzieś za­gu­bić mię­dzy znie­wa­la­ją­cy­mi swą po­tę­gą i uro­dą szczy­ta­mi…”– na­pi­sa­ła po po­wro­cie z wy­pra­wy na K2 al­pi­nist­ka Chri­sti­ne de Co­lom­bel, z któ­rą („to szczyt per­wer­sji!”), roz­ma­wia­ła Pani po fran­cu­sku wy­so­ko w gó­rach. Chcia­ła­bym, by Pani po­wrót uła­twi­ła ta książ­ka.
Dzi­siaj nie ma ta­kich ko­biet jak Pani i Wan­da Rut­kie­wicz, któ­re bu­do­wa­ły­by hi­ma­la­izm ko­bie­cy i po­ka­zy­wa­ły, że w gó­rach nie ma ce­lów i szczy­tów, któ­rych nie mo­gły­by osią­gać wspól­nie ko­bie­ty.
Nie ma już tak­że wiel­kich pol­skich wy­praw ko­bie­cych.

Sposób w jaki Anna Kamińska snuje opowieść o Halinie Krüger od pierwszych stron zachęca do zagłębiania się w lekturę. Trzeba mieć niezwykły talent aby pisząc o kimś zmarłym tak opisać jego życie, aby czytelnikowi zdawało się, że słyszy śmiech małej zadziornej dziewczynki z wielką białą kokardą.

Moja wiedza na temat Haliny Krüger była dość uboga, dlatego ucieszyło mnie coś nowego na rynku wydawniczym. Zamiast odgrzewanego kotleta świeża, doskonała lektura, po której przeczytaniu mam lekki niedosyt – to świetnie napisana książka, z niecierpliwością (co do mnie raczej niepodobne) czekam na kolejną spod pióra pani Anny, przeproszę się z książką o Wandzi (kupię).

– Ha­li­na lu­bi­ła lu­dzi i przy­jaź­ni­ła się nie tyl­ko z or­ła­mi, czy­li wiel­ki­mi wspi­na­cza­mi, ale też z my­si­kró­li­ka­mi – tłu­ma­czy An­drzej Mar­czak. – W re­la­cjach nie było dla niej waż­ne, czy ktoś ma ja­kieś osią­gnię­cia, czy nie. Sza­no­wa­ła każ­de­go czło­wie­ka, nie­za­leż­nie od wy­ni­ków. My­ślę, że dla niej góry to w ogó­le przede wszyst­kim byli lu­dzie. Hi­sto­ria Ha­li­ny to jest opo­wieść o tym, jak moż­na pięk­nie prze­żyć ży­cie w gó­rach, nie dla osią­gnięć, wy­ści­gu i po­kla­sku, tyl­ko dla przy­jem­no­ści, w to­wa­rzy­stwie cie­ka­wych osób.

Niesamowita historia nietuzinkowej kobiety, która zdecydowanie zasłużyła na opowieść o swoim poniekąd szalonym życiu, to pięknie napisana historia.

Autorka wspomniała o Kuncewiczówce: w Ka­zi­mie­rzu, w ogro­dzie obok domu, jest sad, w któ­rym ro­sną ja­błon­ki. Za nim stoi dom Ma­rii i Je­rze­go Kun­ce­wi­czów, tak zwa­na Kun­ce­wi­czów­ka, któ­ra te­raz, w cza­sie oku­pa­cji, zaj­mo­wa­na jest przez Niem­ców. Ileż razy podziwiałam ten przepiękny zakątek Kazimierza Dolnego, słyszałam o tylu ciekawych historiach, ale nigdy nie przewinęło się nazwisko Haliny Kruger.

Halina. Dziś już nie ma takich kobiet. Opowieść o himalaistce Halinie Krüger – Syrokomskiej.