„Ale jest też kwestia czasu i wyczucia. Nigdy nie zabieraj niczego, jeśli nie masz w to miejsce nic lepszego do zaoferowania. Strzeż się ponadto ogołacania pacjenta, który nie może (jeszcze) znieść mroźnego powiewu prawdy. I nie zużywaj swojej energii na przeciwstawianie się magii religijnej: absolutnie nie możesz się z nią równać. Pragnienie religii jest zbyt silne, bo jego korzenie tkwią zbyt głęboko, kulturowe wzmocnienia religii są zbyt potężne.”
„Na błędy poznawcze spowodowane nieadekwatnością tłumaczenia z obrazu na język i odwrotnie nakładają się błędy wynikające z nastawień, przekonań i wyobrażeń odbiorcy. Zniekształcamy oblicze innych, wtłaczając je w nasze ulubione koncepcje i gestalty. Pięknie pisze o tym Proust:
„Pozór fizyczny widzianej osoby wypełniamy wszystkimi pojęciami, które mamy o niej; a w ogólnym kształcie, jaki sobie tworzymy, pojęcia te mają z pewnością największy udział. W końcu wydymają tak dokładnie policzki, tak ściśle pokrywają się z linią nosa, tak skutecznie barwią dźwięk głosu, jak gdyby ów głos był jedynie przezroczystą powłoką, iż za każdym razem, kiedy widzimy tę twarz i słyszymy ten głos, odnajdujemy te właśnie pojęcia, słyszymy je””
„Za każdym razem, kiedy widzimy tę twarz… odnajdujemy… wszystkie [własne] pojęcia, które mamy o niej…” – te słowa są kluczem do zrozumienia wielu niepowodzeń w związkach.”
„Oprócz moich odczuć interesowało mnie bardzo, co oni myśleli na temat tej sesji, jakie były ich ukryte życzenia i motywy postępowania. Przypuśćmy, że za rok każde z nas napisałoby wspomnienia o tej wspólnie spędzonej godzinie. Czy nasze opisy byłyby podobne? Podejrzewam, że żadne z nas, czytając relację drugiego, nie rozpoznałoby, że chodzi o tę właśnie sesję. Ale dlaczego za rok? Przypuśćmy, że opisalibyśmy ją za tydzień lub nawet chwilę po jej ukończeniu? Czy możliwe byłoby uchwycenie jakiejś prawdziwej, obiektywnej historii tej sesji?
Nie jest to błahe pytanie. Pacjenci, opowiadając nam o sobie, dokonują pewnego wyboru danych dotyczących dawno minionych wydarzeń. Na podstawie tych danych terapeuci rutynowo rekonstruują ich życie i są przekonani, że dzięki nim mogą określić główne wydarzenia z wczesnego dzieciństwa, prawdziwą naturę związku pacjenta z rodzicami, prawdziwą naturę związków między rodzicami i między rodzeństwem, system funkcjonowania rodziny, wewnętrzne reakcje pacjenta na urazy wczesnego okresu życia, istotę dziecięcych i młodzieńczych przyjaźni.
Ale czy można tego dokonać? Czy terapeuci, historycy lub biografowie potrafią adekwatnie zrekonstruować czyjeś życie, skoro nawet nie można uchwycić prawdziwej rzeczywistości jednej godziny? Kilka lat temu przeprowadziłem pewien eksperyment: poprosiłem moją pacjentkę, by opisywała każdą sesję terapeutyczną, i ja czyniłem to samo. Potem porównaliśmy nasze opisy i czasem trudno było rozpoznać, że opisujemy tę samą sesję. Różniły się nawet nasze opinie o tym, co najbardziej pomogło. Moje uczone, wyrafinowane interpretacje? Skądże znowu! Nawet ich nie usłyszała! Natomiast pamiętała i bardzo sobie ceniła moje przypadkowe, osobiste, ciepłe uwagi, którymi chciałem ją wesprzeć lub dodać jej otuchy.
Przy takich okazjach tęsknimy czasem za obiektywną, niepodważalną rzeczywistością, za jakimś oficjalnym, jasnym sprawozdaniem z terapii. Niepokojąca jest świadomość, że tak zwana rzeczywistość jest iluzją, a w najlepszym razie zdemokratyzowaną percepcją opartą na konsensusie wszystkich percypujących.”
„Wykroczyć poza słowa” – tak, to jest tak ważne. Liczyło się to, co zrobiłem, nie to, co deklarowałem.
Dwa uśmiechy
„Zastosowanie nawet najbardziej liberalnego systemu nazewnictwa psychiatrycznego stanowi pogwałcenie jestestwa drugiego człowieka. Jeśli wierzymy, że ludzi można ująć w kategorie, i postrzegamy ich przez pryzmat pewnych klasyfikacji, nigdy nie dostrzeżemy ani nie docenimy tych ważnych części osoby, które poza nie wykraczają.
Jednym z warunków dobrego związku z drugim człowiekiem jest założenie, że nigdy nie będzie go można w pełni poznać. Gdybym był zmuszony „przykleić” Marie jakąś oficjalną, diagnostyczną etykietką, wybrałbym odpowiednie formułki z DSM–IIIR (aktualny, psychiatryczny podręcznik diagnostyki i statystyki zaburzeń psychicznych) i ułożyłbym je w profesjonalnie brzmiącą, sześcioosiową diagnozę. Wiem jednak, że miałaby ona niewiele wspólnego z żywą Marie – Marie, która zawsze mnie zadziwiała, zawsze wymykała się memu pojmowaniu – Marie Dwóch Uśmiechów.”