lis

Kolektywna paranoja

"Każde kłamstwo staje się w końcu prawdą, zaś każde wypowiedziane słowo - rzeczywistością..."

Przekleństwo lisa

“Prze­kleń­stwo lisa po­le­ga na tym, że nie jest ko­cha­ny. Lis nie ma tak wiel­kiej siły, że­by­śmy się go bali i uko­rzy­li się, ani też rzu­ca­ją­cej się w oczy uro­dy, że­by­śmy za­mar­li na jego wi­dok. Jak zresz­tą po­ko­chać ko­goś, kto zmie­nia twa­rze i swo­ją na­tu­rę, ko­goś, kto cza­sem jest do nas przy­wią­za­ny, to znów go­to­wy sprze­dać nas za bez­cen ko­muś, co do kogo nie mamy pew­no­ści, czy na­le­ży do świa­ta mar­twych, czy do świa­ta ży­wych. Lis nie na­le­ży do zwie­rząt ani do nas, lu­dzi, ani do bóstw. Jest wiecz­nym śle­pym wę­drow­cem, mi­gran­tem prze­miesz­cza­ją­cym się mię­dzy świa­ta­mi, a kie­dy zła­pią go bez bi­le­tu, wte­dy ogo­nem pod­rzu­ca kul­ki, wy­ko­nu­je swo­je ta­nie sztucz­ki czy to przed ludź­mi, czy przed zwie­rzę­ta­mi, czy nie­bio­sa­mi. Ten za­chwyt, któ­ry przez chwi­lę na nie­go spły­wa, lis krót­ko­wzrocz­nie (O, li­sia sła­bo­ści!) uwa­ża za mi­łość. To li­sie mo­men­ty sła­wy. Resz­ta jest hi­sto­rią stra­chu, ucie­czek przed na­bo­ja­mi my­śli­wych, nie­usta­ją­cym szcze­ka­niem psów; hi­sto­rią po­go­ni, ra­zów, li­za­nia ran, po­ni­że­nia, sa­mot­no­ści i ta­niej za­ba­wy z grze­chot­ką zro­bio­ną z ku­rzych ko­stek.”

Bichon frise

„– Bi­chon fri­se, tak zwa­ny ku­dła­ty bi­szon, to są te bia­łe, roz­bie­ga­ne i wier­ne pie­ski, żywe za­baw­ki. Nasz był tak słod­ki, że na­wet nie szcze­kał. Kło­po­ty za­czy­na­ły się, kie­dy wy­pro­wa­dza­li­śmy go na spa­cer. Jak tyl­ko Fluf­fi zna­lazł się w polu wi­dze­nia in­nych psów, one za­czy­na­ły strasz­nie uja­dać, były go­to­we go roz­szar­pać. Przy czym wszyst­kie psy re­ago­wa­ły tak samo, bez wzglę­du na rasę i wiel­kość. Zro­bi­li­śmy wy­wiad u we­te­ry­na­rza. Po­wie­dział, że Fluf­fi jest zbyt za­dba­ny i czy­sty, więc po­zo­sta­łe psy nie trak­tu­ją go jak swo­je­go, nie roz­po­zna­ją jako psa. Po­ra­dził nam, żeby go tro­chę prze­tur­lać w gów­nie, to je­dy­ny spo­sób, by do­łą­czył do swo­je­go ga­tun­ku. Do­pie­ro jak po­czu­ją za­pach psie­go gów­na, inne psy go za­ak­cep­tu­ją. A w ta­kiej wer­sji, czy­sty i po­zba­wio­ny za­pa­chu, był dla psów pa­ro­dią psa, nie psem. Lu­dzie są jak psy. Nikt nie lubi być wy­klę­ty. Pa­mię­tasz, co po­wie­dział nasz sta­ry Krle­ža: „We­spół z ludź­mi śmier­dzi, ale jest cie­pło. W sa­mot­no­ści pu­sto. Wie­my bar­dzo do­brze, jak jest pod cu­dzym ogo­nem, ale bez wę­sze­nia nie da się żyć…” – do­da­ła moja zna­jo­ma, na­gle za­in­spi­ro­wa­na Mi­ro­sla­vem Krle­žą.”

"Teraźniejszość, w której giną ludzie jest jak nieustannie wyświetlany film z przeszłości i z przyszłości. "siedzę w życiu jak w kinie" - napisał dawno temu mój przyjaciel, z Belgradu"

W teatrze życia

„Zahipnotyzowana obrazem pusz­cza­łam wi­de­oklip wciąż i wciąż od nowa. Ży­je­my w cza­sach te­atra­li­za­cji wszyst­kie­go, ak­tor­stwo nie słu­ży już temu, że ktoś ko­goś lub coś gra, tyl­ko temu, że każ­dy z nas gra sie­bie. W tym świe­cie wszyst­ko jest sztu­ką (art), i ten fo­to­ge­nicz­ny wul­kan do­sko­na­le za­grał sa­me­go sie­bie. Świat jest za­wa­lo­ny „pro­jek­ta­mi ar­ty­stycz­nymi ­mi”, w ra­mach któ­rych stos ano­ni­mo­wych na­gich ciał gra stos ano­ni­mo­wych na­gich ciał; w któ­rych zwol­nio­ne z pra­cy włók­niar­ki na sce­nie te­atral­nej gra­ją zwol­nio­ne włók­niar­ki, w któ­rych opraw­cy wy­wi­ja­ją ma­cze­ta­mi, tłu­ma­cząc przy oka­zji, dla­cze­go swo­im ofia­rom od­rą­bią gło­wy; w któ­rych gło­wy wy­po­wia­da­ją sło­wa pod­dań­stwa, za­nim zo­sta­ną od­rą­ba­ne. Wszy­scy je­ste­śmy włą­cze­ni w „gru­py re­kre­atyw­ne­go, kre­atyw­ne­go i te­ra­peu­tycz­ne­go typu”, jak to się mówi zgod­nie ze słow­ni­kiem no­wo­cze­snych „kre­atyw­nych pro­duk­cji”. Po­li­ty­cy gra­ją po­li­ty­ków, Do­nald Trump zgry­wa się w sty­lu Do­nal­da Trum­pa, Hi­la­ry Clin­ton gra Hil­la­ry Clin­ton. Uchodź­cy też zna­leź­li się w „gru­pach re­kre­atyw­ne­go, kre­atyw­ne­go i te­ra­peu­tycz­ne­go typu” i tam, za po­mo­cą ma­gicz­nej in­ter­wen­cji ar­ty­stów, z ży­wych lu­dzi prze­obra­zi­li się w sym­bo­le i me­ta­fo­ry, w „ty­po­wą uchodź­czą nar­ra­cję”, w mi­gra­tion li­te­ra­tu­re, w mi­glit – to skrót, któ­ry już za­do­mo­wił się w mod­nym li­te­ra­tu­ro­znaw­czym slan­gu, w rzeź­by ludz­kich ciał, na któ­re za­miast gło­wy na­ło­żo­no wa­liz­kę owi­nię­tą dru­tem kol­cza­stym – to sym­bol mi­gra­cji, oczy­wi­ście. Na­wet ko­mór­ka nie jest już na­rzę­dziem, tyl­ko nie­zbęd­nym ele­men­tem uchodź­czej ap­tecz­ki „pierw­szej po­mo­cy”; te­ni­sów­ki też zno­wu sta­ły się krzy­kiem mody, ele­men­tem „mi­granc­kie­go szy­ku”, mar­twy­mi sym­bo­la­mi mi­gra­cji tych sześć­dzie­się­ciu mi­lio­nów ży­wych lu­dzi, bo tak ofi­cjal­nie zo­sta­li po­li­cze­ni. Ta licz­ba na chwi­lę po­ja­wi­ła się na glo­bal­nym licz­ni­ku ludz­kiej wraż­li­wo­ści, a po­tem z mocy ży­cia, któ­re to­czy się da­lej (za­wsze z mocy ż y c i a, k t ó r e t o c z y s i ę d a l e j), znik­nę­ła. Wszyst­ko jest ak­tor­stwem, naj­szczę­śliw­sze mo­men­ty na­sze­go ży­cia za­pro­jek­to­wa­ne są jak spek­ta­kle, na­sze ślu­by są te­atral­ny­mi przed­sta­wie­nia­mi, dla­te­go ubie­ra­my się w „ko­stiu­my”, opra­co­wu­je­my sce­na­riu­sze, za­pra­sza­my licz­nych go­ści – wszyst­ko po to, „

lis

Osho

"Zaratustra. Bóg, który tańczyć potrafi"

„Wszyst­kie kul­tu­ry mają dumę, ale są tyl­ko sty­lem ży­cia roz­wi­nię­tym przez tłum. Każ­da kul­tu­ra nisz­czy jed­nost­kę, zmu­sza, by czło­wiek był po­dob­ny do in­nych: miał ten sam sys­tem wie­rzeń, tego sa­me­go boga, cho­dził do tej sa­mej świą­ty­ni, miał to samo pi­smo świę­te, ten sam ko­deks mo­ral­ny, ety­kie­tę, ma­nie­ry. Wszyst­ko to po­mniej­sza wy­jąt­ko­wość jed­nost­ki, robi z niej kół­ko w ma­szy­nie. Każ­da kul­tu­ra nisz­czy jed­nost­kę, za­bi­ja. To nie po­wód do dumy.

We­dług Za­ra­tu­stry, w świe­cie nad­czło­wie­ka jed­nost­ka nie bę­dzie nisz­czo­na, prze­ciw­nie – bę­dzie dbać się o jej nie­po­wta­rzal­ność. Nad­czło­wiek nie może być czę­ścią tłu­mu, może być tyl­ko sobą – na­tu­ral­ny, bez­kom­pro­mi­so­wy, sza­nu­ją­cy in­nych, ale nie da­ją­cy się upo­ka­rzać.”

lis

Dubravka Ugresic, Lis, Wydawnictwo Literackie, 2020.

Share
Pin
Tweet
Related
Powrót z gwiazd

Powrót z gwiazd – Stanisław Lem

„— Nie jestem przecież dzikim zwierzęciem… Nie gniewaj się, ale… mnie się zdaje, że wyście wszyscy trochę sfiksowali. Ten bryt… no, zupełnie jakby skuwać wszystkim kajdankami ręce, bo a nuż ktoś jest złodziejem. W końcu… można mieć trochę zaufania.”

Comments

What do you think?

instagram:

Ten komunikat o błędzie jest widoczny tylko dla administratorów WordPressa

Błąd: nie znaleziono kanału o identyfikatorze 1.

Przejdź na stronę ustawień kanału Instagramu, aby utworzyć kanał.