Wieczność to nie istota rzeczy; jedno, co warto wiedzieć, to że kiedyś mieliśmy siebie.
Amanda Lee Koe
Oryginalna wizja relacji międzyludzkich. Opowiadania niezwykłej treści, nie do końca znanej mi singapurskiej kultury, bywają czasami nieco surrealistyczne, podobnie jak życie każdego z nas. Oddanie skomplikowanych relacji pomiędzy ludźmi wychodzi autorce po mistrzowsku, w wiarygodny sposób w niewymuszonym, lekkim i intrygującym stylu. Jej niesamowity sposób wyrażania zachwyca, sprawia że czytelnik chce zajrzeć na drugą stronę lustra. Świat wypatroszony ze swych uprzedzeń bywa imponujący, zdarza się wywoływać oburzenie, bywa niedostępny, a jednak nosi w sobie pierwiastek doświadczeń każdego z nas.
Czy teraz brzmi to dziwnie, że jako dziecko myślałam, że można umrzeć z powodu złamanego serca?
Nigdy nie widziałam, żeby moi rodzice odzywali się do siebie, z wyjątkiem kolacji. Matka mówiła: Kolacja gotowa. Ojciec odburkiwał. Po czym jedliśmy. Myślałam, że matka nienawidzi ojca, ale kiedy umarł, wskoczyła do niego do trumny.
To był wieczór pogrzebu, kapłan przeprowadzał nas przez kolejne fazy rytuału. Trzeba było trzech wujków, żeby ją stamtąd wyrwać. Pozostawiła ślady paznokci na drewnie w środku i rozmazała makijaż ojca — cielisty podkład, który nakładają w zakładzie pogrzebowym, czerwień ust.
Wujowie znaleźli ją w rzece trzy dni później. Oficjalna wersja brzmiała: oto kobieta, która aż tak kochała męża. W rzeczywistości prawdopodobnie moją matkę tak bardzo określało istnienie ojca, że kiedy umarł, nie była w stanie dostrzec przed sobą już niczego.
Sądziła, że musi umrzeć wraz z nim. Nie miała pojęcia o hinduskich pannach młodych palonych na stosach. Ściskał ją w garści tak mocno, za jej przyzwoleniem, a kiedy umarł, w pustej przestrzeni aż zaroiło się od możliwości, było ich tak dużo, że nie była w stanie oddychać.
9.
Pierwszego poranka, kiedy zbudziłam się na podłodze, w głowie miałam te słowa, jak gdyby ktoś zostawił mi pod drzwiami liścik napisany nieznaną ręką:samotność to wolność.
Zastanowiło mnie, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej.
Zrozumiałam:
Córka skończyła studia i wyszła za mąż, mąż zostawił mnie dla kobiety z Chin. W końcu, nareszcie, wolno mi robić, co zechcę. Może to brzmi dla ciebie niedorzecznie. Ale twoje pokolenie — to, w czym jesteście najlepsi, to stawianie siebie na pierwszym miejscu. Nie macie problemu z decydowaniem o sobie, nawet w związku z innymi ludźmi. To tak naturalne jak oddychanie.
Ale dla nas mieć w swoim życiu innych ludzi, tworzyć z nimi relacje, to mieć obowiązki, to służyć. Nie potrafimy ich z siebie zrzucić. Nie potrafimy być tymi, którzy odwracają się plecami. Ale kiedy to ty jesteś osobą, którą zostawiono, prawda jest taka, że zostajesz uwolniona.
Stałam się niezależna od bycia żoną, matką, a nawet kobietą. Stałam się po prostu sobą. Poczułam, jak przez moje ciało przepływa niewiarygodna euforia. Dalej zajmowałam się codziennymi sprawami, tak jakby nic się nie zmieniło; i faktycznie — nic się nie zmieniło, ale ja wiedziałam, że to początek czegoś nowego i że to coś wystarczy mi do końca moich dni.
Teraz nic ci po tym, jesteś młoda i piękna — piękno jest subiektywne, ale czy ktoś zaprzeczy, że młodość to piękno? Za to pewnego dnia to może być wszystko, czego będziesz potrzebować, więc wykop sobie dziurę i zasyp to w niej jak kość, i nie mów, że nikt cię nie uprzedzał: samotność to wolność.
„Pamiętasz pisklę? Zapomnij o nim. Zrobiłaś to istocie ludzkiej. Wyprowadziłaś się z tego bungalowu z długim podjazdem i po raz pierwszy w życiu sama prałaś i prasowałaś swoje ubrania. Miałaś dwadzieścia siedem lat.
Ktoś cię kochał i siedział we wnętrzu twojej dłoni, a ty nie potrafiłaś przestać zaciskać palców. Jest tyle sposobów wykorzystania drugiej osoby, znacznie więcej niż sposobów okazywania szczodrości i miłości. W ludziach piękne jest jednak to, że są znacznie mniej delikatni niż trzytygodniowe pisklę i mają znacznie lepsze zdolności adaptacyjne. To, jakie paroksyzmy udawało ci się wydobyć z tej istoty, sprawiało ci rozkosz.
Nie będziemy wnikać, jak definiowałaś zaciskanie ani ile trwało — dość powiedzieć, że ten człowiek w końcu nie wytrzymał. Nie było w tym niczego stopniowego ani niejednoznacznego — zobaczyłaś, jak w jego oczach gaśnie światło, światło rzucane tylko przez pochodnię, którą niósł dla ciebie. Zanim jego oczy wystygły, usiłowałaś go jeszcze zjednać, jak Dydona błagająca Eneasza o pozostanie w Kartaginie, kiedy szykował okręty, by ją porzucić. Mene fugis? […] Fuit aut tibi quicquamdulce meum, miserere domus labentis, et istam: Mnie rzucasz? […] jeśliś zaznał ze mną coś słodyczy, miej litość.
Powiedziałabyś nawet, że w tej chwili, dla ciebie, zaklęcie prysło, i byłaś w stanie znowu kochać tę istotę ludzką i odpokutować całe to długotrwałe ściskanie. Niestety, do zdjęcia czaru trzeba było dwojga, a ta istota nie chciała mieć z tobą już nic wspólnego. Udało ci się. Popchnęłaś istotę ludzką tak daleko, jak tylko mogła z tobą wytrwać, zanim runęła z klifu, wymierzyłaś dokładnie moment, kiedy ramię kąta wskazało stopień, od którego przestałaś zasługiwać na miłość.
Ten człowiek patrzył pobłażliwie, kiedy trzymałaś go na dłoni, mówiłaś pieszczotliwie czułe słówka i obietnice, a potem płakałaś. Ten człowiek nie wytrzymał nie dlatego, że nie dało się go już poddać większej presji, ale dlatego, że wreszcie dotarło do niego, że to ściskanie było twoim testowaniem granic własnej próżności. To nie była próba miłości, jak do tej pory sądził. Ten człowiek miał na zawsze pozostać dla ciebie martwy.”
Czternaście opowiadań ze zbioru Ministerstwo moralnej paniki, z których za najmocniejsze uważam: Syrena, Na dwa sposoby, Pralniomat, Alice, to ty musisz być środkiem własnego wszechświata; nie daje się łatwo zaszufladkować, poszukiwanie siebie, swojej seksualności i miejsca w tym popapranym świecie jest wyzwaniem. Niektórzy niekończący proces stawania się sobą przechodzą niezauważalnie, inni całe życie na ringu walczą z otoczeniem, swoimi demonami i próbami wpasowania się do społeczeństwa.
Ministerstwo moralnej paniki
Piękno i brzydota, uniesienie i przyziemność, zakorzenione w przeszłości w nowoczesnym wydaniu zdają się w swej wyjątkowości nie mieć granic. Legendy, karuzela, bycie oraz sztuka stawania się sobą, zamknięte w jednym tomie niesamowitych, owianych otoczką egzotyki opowiadań. Młoda i utalentowana autorka przelała na papier autentyczną, dosłowną, wyobrażoną, a przy tym namacalną seksualność wypełnioną niedopowiedzeniem i rzeczywistą nieraz brutalnością, a jednak pozostawiającą miejsce dla wyobraźni.
Ministerstwo moralnej paniki, Amanda Lee Koe, tytuł oryginału: Ministry of Moral Panic: stories, przełożył Mikołaj Denderski, Tajfuny 2020.