MUR
i będą do niego strzelać aż do skutku; czy to będę ja, czy on, nie mialo najmniejszego
znaczenia.
„Mogę bowiem lubić albo nie lubić homara po amerykańsku, ale z chwilą gdy nie lubię ludzi, staję się natychmiast nędznikiem i tracę prawo do swojego miejsca pod słońcem. Ludzie nadają jedyny sens życiu. Mam nadzieję, że rozumie pan, o co mi idzie. Od trzydziestu trzech łat rozbijam się beznadziejnie o zamknięte wrota, na których wisi napis: „Nikt tu nie wejdzie, jeżeli nie jest humanistą „. Nie mogłem zrealizować żadnego ze swych przedsięwzięć; musiałem zawsze wybierać: albo będzie to poczynanie szaleńca, z góry skazane na niepowodzenie, albo wcześniej czy później będzie musiało obrócić się na ich korzyść. Myśli, które nie dla nich były przeznaczone, nie potrafiłem oddzielić od siebie, sformułować: pozostawały we mnie niewypowiedziane, niby lekkie organiczne poruszenia. Miałem poczucie, że nawet narzędzia, którymi się posługiwałem, należały do nich; jak na przykład słowa: pragnąłem mieć swoje własne słowa. Tymczasem te, którymi dysponuję, powycierały się już w użyciu Bóg wie iłu ludzi; same układają się w mojej głowie według przyzwyczajeń nabytych w służbie innych i nie bez obrzydzenia posługuję się nimi, pisząc ten list do pana. Ale to już ostatni raz. Powiadam panu: trzeba kochać ludzi, inaczej ledwie pozwolą panu dychać. „
A ja nie chcę
ledwie dychać.
i będą do niego strzelać aż do skutku; czy to będę ja, czy on, nie mialo najmniejszego
znaczenia.
Wydawnictwo
Jean-Paul Sartre, Mur, przekład Jerzy Lisowski, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1999.