PiW
Wydawnictwo
Franz Kafka, Opowieści i przypowieści, przekład Lech Czyżewski, Roman Karst, Alfred Kowalkowski, Juliusz Kydryński, Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Anna Wołkowicz, Jarosław Ziółkowski, Wydawnictwo PIW, Warszawa 2016.
Franz Kafka Opowieści i przypowieści, PIW, Warszawa 2016.
Wyjątkowy mistrz mistyfikacji i niedopowiedzeń. Twórczość Franza Kafki zaszufladkowano lata temu, dogłębnie zinterpretowano jego dzieła od każdej strony, opatrzono przymiotnikami i niemal rozebrano na czynniki pierwsze. Po latach te etykietki zdają się być wyświechtane od nadmiernej eksploatacji, wyblakłe i zwietrzałe, a szuflady przyciasne. Żadne słowa nie są na tyle elastyczne, aby pomieścić ponadczasową i wielowymiarową twórczość pisarza, mają swoje ograniczenia/definicje/ramy a przede wszystkim odbierają czytelnikowi szansę na dziewicze myśli. Komoda pełna szuflad zdaje się być właściwszym miejscem dla twórczości Franza Kafki, trzeba jedynie ciekawości, aby samemu eksplorować jej zawartość, może każda z szuflad mieści w sobie światy na miarę tego, który znajdziemy po otwarciu szafy w popularnej powieści S.C. Lewisa Lew, czarownica i stara szafa.
[blockquote align=”none” author=”Franz Kafka”]Stoję na platformie tramwaju i nie mam najmniejszej pewności co do swojego miejsca na tym świecie, w tym mieście, w swojej rodzinie. „Pasażer”[/blockquote]
Śmiesznie się dla tego świata wystroiłeś.
Zetknęłam się z twierdzeniem (zapewne jak każdy), iż dzieła Franza Kafki to utwory niedokończone (Zamek, Ameryka), czyżby? Czym jest zakończenie? Wystarczy słowo koniec? Czy gdyby bohater Zamku otrzymał ostatecznie pozwolenie na pracę, to oznaczałoby, że powieść została ukończona? Jak interesujące bywa podejście czytelników do zakończeń na własnej skórze przekonał się Michel Faber, pisząc Szkarłatny płatek i biały, przeczytać można o tym we wstępie do zbioru opowiadań Jabłko.
Tutaj jest samotnie i pięknie. Nie potrzeba wiele odwagi, żeby żyć w tym miejscu.
Procesy sądowe jakie toczyły się przed izraelskimi sądami jeszcze parę lat temu w sprawie praw do spuścizny po pisarzu sprawiły, iż na nowo zainteresowałam się jego twórczością. To niespotykane, że tak wiele rękopisów pisarza dotrwało do dnia dzisiejszego. Tak trafiłam na wydane w 2016 roku Opowieści i przypowieści Franza Kafki, które ukazują pełniejszy obraz pisarza. Przeczytamy w nim, iż: niniejszy tom stanowi (…) najobszerniejszy zbiór opowiadań i najróżniejszych notatek ze spuścizny Kafki, jaki ukazał się w Polsce. (…)Podstawą obecnego wydania są dwutomowe Dzieła wybrane Franza Kafki (PIW 1994) oraz Cztery opowiadania. List do ojca (PIW 2003). Utwory ułożono chronologicznie, wedle dat ich powstawania; oczywiście, biorąc pod uwagę, że precyzyjne datowanie większości tekstów nie jest możliwe. To zatem chronologia przybliżona, ale daje choćby sugestię przebiegu procesu twórczego Kafki. Nie wszystkie teksty zamieszczone w tym tomie są równie ciekawe, jednak jako całość warte uwagi. Niepowtarzalna okazja do zagłębienia się w prywatnym świecie pisarza, który po śmierci nie miał szans na kreowanie swojego wizerunku (tak wiem, kazał wszystko spalić), zwłaszcza opowiadanie/fragment powieści Opis walki uświadomił mi jak skomplikowanym procesem jest pisanie, w pewnym momencie sama zgubiłam się w tym labiryncie. Ponowne czytanie było koniecznością.
Oprócz wspomnianego już Opisu walki, inne opowiadania uwzględnione w tym tomie, które wywarły na mnie spore wrażenie, to zdecydowanie Kolonia karna i Jedenastu synów. Kolejny już raz przeczytałam Przemianę, przy okazji odkrywając pośród Opowieści i przypowieści, kolejne metamorfozy, jakie zaszły u kafkowskich bohaterów. Znajdziemy w pełni dokonane metamorfozy, jak i na wpół kociaka, na wpół jagnię. (…) Zwierzę to ma w sobie niepokój obu rodzajów: i kota, i jagnięcia, choć są one tak różnorodne. Dlatego jego skóra jest mu za ciasna. Czasami wskakuje na fotel obok mnie, opiera się przednimi łapkami o moje ramię i przykłada mi pyszczek do ucha. Zupełnie jakby coś mówił; i rzeczywiście potem pochyla się nieco do przodu i spogląda mi w oczy, aby dowiedzieć się, jakie wrażenie wywarła na mnie informacja. A ja, by być łaskawym, zachowuję się tak, jakbym coś zrozumiał, i potakuję głową. Zwierzę zeskakuje na podłogę i podryguje wkoło.
Być może nóż rzeźnika byłby dla niego wybawieniem, ale jako mojemu spadkowi zmuszony jestem mu tego odmówić. Toteż musi czekać, aż oddech sam w nim zgaśnie, choć czasami patrzy na mnie jakby rozumnymi oczami człowieka, wzywającymi do rozumnego działania.
Niejednoznaczna przemiana, o jakiej pisze Franz Kafka w opowiadaniu Sprawozdanie dla Akademii jest pełna wieloznaczności, kopalnia możliwości interpretacyjnych: – Nie, wolności nie chciałem. Tylko wyjścia: na prawo, na lewo, dokądkolwiek; nie miałem żadnych innych wymagań, niechby nawet to wyjście było złudzeniem; wymaganie było małe, nie większe byłoby złudzenie.
to groteskowa miniatura, któż tak piknie opisałby jak wadliwym i nie idealnym bytem może być syn w jedenastu odsłonach: Piąty syn jest miły i dobry; obiecywał o wiele mniej, niż dotrzymał, był tak niepozorny, że człowiek czuł się po prostu sam w jego obecności, doszedł przecież jednak do pewnego znaczenia. Gdyby mnie spytano, jak się to stało, nie bardzo umiałbym odpowiedzieć. Niewinność być może najłatwiej jeszcze przedziera się przez rozpętane żywioły tego świata, a on jest niewinny. Może zanadto niewinny. Uprzejmy wobec wszystkich. Może zanadto uprzejmy. Przyznaję: nie jestem zadowolony, kiedy go chwalą przede mną. Takie pochwały stają się po prostu czymś zbyt łatwym, jeśli chwali się kogoś tak widocznie na to zasługującego jak mój syn. (… ) Mój jedenasty syn jest delikatny, zapewne najsłabszy z moich synów; lecz jest to słabość, która myli; potrafi on mianowicie, gdy trzeba, być silnym i zdecydowanym, a jednak nawet wtedy gdzieś u podstaw tego leży słabość. Lecz nie jest to słabość, której należałoby się wstydzić, jest to coś, co wydaje się słabością tylko na tej naszej ziemi. Bo czy na przykład gotowość do lotu nie jest także słabością; skoro jest to przecież chwianie się, niepewność, trzepotanie skrzydłami?
Pierwszy raz zetknęłam się z Kolonią karną i trochę mnie zmuliło, jest mocna i szokująca. – Czy on zna swój wyrok? – Nie – odpowiedział oficer i chciał zaraz dalej ciągnąć objaśnienia, lecz podróżny mu przerwał: – On nie zna swego własnego wyroku? – Nie – odparł znowu oficer i zatrzymał się na chwilę, jak gdyby pragnął usłyszeć od podróżnego bliższe uzasadnienie jego pytania, po czym rzekł: – Zawiadamianie go o wyroku byłoby niepotrzebne. Pozna go przecież na własnym ciele.Podróżny chciał już zamilknąć, gdy uczuł, że skazaniec wlepia w niego wzrok, jak gdyby pytał, czy pochwala on opisane postępowanie. Dlatego podróżny, który już oparł się w krześle, znowu pochylił się do przodu i zapytał jeszcze: – Ale on chyba wie o tym, że w ogóle został skazany? (…)– Ależ on miał przecież chyba możność obrony – powiedział podróżny i wstał z krzesła. Pominęłam opis maszyny, jest tak precyzyjny w tej miniaturze, że warto samemu poznać budowę tej ma to dzieło życia – wskazał na maszynę – ulec zniszczeniu? Czy można do tego dopuścić? Nawet jeżeli jest się obcym i tylko przez parę dni przebywa się na naszej wyspie? A nie ma czasu do stracenia, już się coś przygotowuje przeciwko memu wymiarowi sprawiedliwości;. Nic nie mogło zachwiać przekonaniem oficera o słuszności jego poglądów, był gotów na wszystko, aby udowodnić słuszność swych poglądów.
Granice wyznaczone mi przez moją inteligencję są i tak dosyć ciasne, obszary zaś, które muszę przebyć – niezmierzone.
Rabanowi przyszło wówczas na myśl, że chyba przetrzyma jeszcze czternaście długich nadchodzących dni. To przecież tylko czternaście dni, a więc ograniczony okres, chociaż przykrości będą się zwiększać, coraz mniej pozostanie czasu, w którym będzie je trzeba znosić. To dodaje człowiekowi odwagi. „Wszyscy, którzy chcą mnie dręczyć i zapełnią teraz całą otaczającą mnie przestrzeń, dzięki dobroczynnemu przemijaniu tych dni zostaną ode mnie stopniowo odsunięci i nawet w najmniejszym stopniu nie będę im musiał do tego dopomóc. I będę mógł – do czego zresztą naturalną koleją rzeczy dojdzie – cicho i potulnie poddawać się temu, czego będą ode mnie wymagać, a w końcu wszystko znowu zmieni się na lepsze, i to jedynie dzięki upływającym po kolei dniom.
I czy nie mogę urządzić się w taki sposób, jak to robiłem w czasach swego dzieciństwa, gdy narażałem się na jakieś niebezpieczeństwo? Nie potrzebuję przecież nawet jechać na wieś osobiście, nie jest to wcale konieczne. Poślę tylko swoje przyodziane ciało. Jeśli ono chwiejnie wysunie się za drzwi mojego pokoju, ta chwiejność nie będzie oznaczała trwogi, lecz tylko jego nicość. „Przygotowania do ślubu na wsi”.
„ani słowa sprzeciwu” to wyłożona kawa na ławę, pisarz w dobitny sposób ukazuje, jak powstała groteskowa, ironiczna i przytłaczająca wizja kafkowskiego świata. Niekończący proces stawania się sobą, który zdawał się być z góry skazany na klęskę. List do ojca jest niezwykle istotnym elementem układanki, poniekąd kluczem do niej, tylko czy jako postronni mamy prawo używać klucza do drzwi cudzego mieszkania? Czy istniałby pisarz Franz Kafka, gdyby nie Hermann Kafka?
Trzeba było uważać, żeby resztki jedzenia nie spadały na podłogę, ostatecznie najwięcej leżało wokół Ciebie. Przy stole wolno było zajmować się tylko jedzeniem, Ty jednak czyściłeś i obcinałeś paznokcie, temperowałeś ołówki, czyściłeś wykałaczką uszy. Proszę, Ojcze, zrozum mnie dobrze, w gruncie rzeczy byłyby to zupełnie nieistotne szczegóły, dla mnie stawały się deprymujące dopiero przez to, że Ty, dla mnie tak ogromnie miarodajny człowiek, sam nie przestrzegałeś nakazów, które na mnie nakładałeś. Świat został przez to podzielony dla mnie na trzy części: jedną, gdzie ja, niewolnik, żyłem, podlegając prawom, które tylko dla mnie były wymyślone, a których nadto, nie wiedząc dlaczego, nigdy nie potrafiłem całkowicie wypełnić, następnie na świat drugi, nieskończenie oddalony od mojego, w którym żyłeś Ty, zajęty władaniem, wydawaniem rozkazów oraz gniewem z powodu niestosowania się do nich, i wreszcie na świat trzeci, gdzie żyli pozostali ludzie, szczęśliwi i wolni od rozkazów oraz posłuszeństwa. Ja bezustannie byłem okryty hańbą; albo słuchałem Twych rozkazów, co było hańbą, bo, jak wiadomo, dotyczyły one tylko mnie, albo byłem krnąbrny, co również było hańbą, jak mogłem bowiem być krnąbrny wobec Ciebie, albo nie nadążałem, bo np. nie miałem Twej siły, Twego apetytu, Twej zręczności, mimo to wymagałeś ich ode mnie jak czegoś oczywistego; to było niewątpliwie hańbą największą. W ten sposób krążyły nie przemyślenia, lecz uczucia dziecka. (…) I to nie mogąc się temu sprzeciwić, z góry bowiem jest dla Ciebie niepodobieństwem, by spokojnie porozmawiać o sprawie, na którą się nie zgadzasz bądź która tylko nie wychodzi od Ciebie; nie zezwala na to Twój despotyczny temperament. W ostatnich latach tłumaczysz to nerwicą serca; nie pamiętam, abyś kiedykolwiek był rzeczywiście inny, co najwyżej nerwica serca jest dla Ciebie środkiem służącym surowszemu sprawowaniu rządów, ponieważ myśl o niej musi zdławić ostatni opór w drugim człowieku. (…)
Prawdą jest też, że mnie nigdy naprawdę nie zbiłeś. Ale krzyk, Twoja nabiegająca krwią twarz, pospieszne odpinanie szelek, ich wiszenie w pogotowiu na oparciu krzesła były dla mnie niemal gorsze. To tak, jak gdyby ktoś miał zostać powieszony. Jeśli rzeczywiście go powieszą, wtedy jest martwy, i po wszystkim. Ale jeśli musi być świadkiem wszystkich przygotowań do egzekucji i dopiero z pętlą zwisającą przed twarzą dowie się o ułaskawieniu, to może wskutek tego cierpieć przez całe życie. Nadto z tych wielu przypadków, kiedy według Twego dobitnie wyrażonego sądu zasłużyłem na baty, lecz jeszcze w ostatniej chwili uniknąłem ich z Twojej łaski, znów narosło tylko wielkie poczucie winy. Zewsząd zaciągałem wobec Ciebie zobowiązania.
List do ojca zawiera w sobie rdzeń twórczości Franza Kafki, to kwintesencja kafkowskiej literackiej wizji świata. Znając twórczość pisarza, z łatwością odnajdziemy poniższe fragmenty, jako rozwinięte i w pełni ukształtowane powieści/opowiadania:
Poniekąd człowiek był już ukarany, jeszcze nim wiedział, że uczynił coś złego.
Skoro człowiek był przekonany, że koniec końców jakiś powód się znajdzie, nie brał się szczególnie w garść, pod wpływem ustawicznej groźby obojętniał nawet, a że nie dostanie w skórę, tego był oczywiście z czasem niemal pewny.
Nie potrafiłem, spotykając innych ludzi, nagle się przeobrażać, raczej popadałem wobec nich w jeszcze głębsze poczucie winy, bo musiałem wszakże, jak już mówiłem, wynagradzać im to, co Ty w sklepie, z moją współodpowiedzialnością, względem nich zawiniłeś.
„Teraz jesteś wolny!”. Oczywiście było to złudzenie, nie byłem bądź w najlepszym razie jeszcze nie byłem wolny. Moje pisanie traktowało o Tobie, użalałem się w nim przecież tylko na to, na co nie mogłem użalić się na Twej piersi. Było to celowo przedłużane, tylko że, co prawda, wymuszone przez Ciebie, pożegnanie z Tobą, ale przebiegało w wyznaczonym przeze mnie kierunku.
Czym było to wszystko? Właściwie nie chorobą fizyczną. Ale ponieważ niczego nie byłem pewien, od każdej chwili oczekiwałem nowego potwierdzenia swojej egzystencji, nic nie znajdowało się w mym faktycznym, bezsprzecznym, wyłącznym, jednoznacznie tylko przeze mnie określonym posiadaniu; w rzeczywistości wydziedziczony syn – oczywiście również to, co najbliższe, własne ciało, stało się dla mnie niepewne; długo rosłem w górę, nie wiedziałem jednak, co z tym począć, ciężar był zbyt duży, plecy się zgarbiły; ledwie ważyłem się poruszyć bądź w ogóle gimnastykować, pozostałem słaby; na wszystko, czym jeszcze dysponowałem, patrzyłem jak na cud, choćby na dobre trawienie;
… z daleka i z bliska ten straszny proces, który toczy się między nami a Tobą, ten proces, w którym ciągle utrzymujesz, że Ty jesteś sędzią, gdy tymczasem, przynajmniej po większej części (tu dopuszczam możliwość wszelkich pomyłek, jakie naturalnie mogę popełnić), tak samo jak my stanowisz stronę słabą i zaślepioną.
W tym zatem stanie otrzymałem wolność wyboru zawodu. Lecz czy w ogóle byłem jeszcze zdolny, by istotnie zrobić użytek z takiej wolności?
… już jako małe dziecko miałem względem studiów i zawodu dość jasne przeczucia. Nie oczekiwałem stąd żadnego ratunku, tu dawno już zrezygnowałem.
To tak, jak gdyby ktoś był uwięziony i nie tylko miał zamiar zbiec, co może byłoby realne, lecz również, i to jednocześnie, planował przebudować więzienie na swą letnią rezydencję. Jeśli jednak zbiegnie, nie zdoła przebudować, a jeżeli będzie przebudowywał, nie zbiegnie.
Nie mam pewności, na ile ów list/wyznanie/oskarżenie skierowane do ojca było wykreowane przez pisarza, czy też miało swoje źródło w rzeczywistych relacjach ojciec – syn, być może po przeczytaniu Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców Franza Kafki, które niedawno zakupiłam dowiem się nieco więcej. Pobieżnie znam biografię pisarza, z racji czego nie zabieram głosu w dyskusji typu życie a fikcja literacka w twórczości Kafki. Fakt, iż Hermann Kafka nigdy nie przeczytał owego listu jest powszechnienie znany, choć po stu latach trudno jednak jest spierać się o takie detale. Zresztą sam autor w Liście do ojca napisał: mógłbyś odpowiedzieć, następnie wkładając w usta ojca odpowiedź na część oskarżeń pod jego adresem. Monolog.
Autor owego listu, pomijając znaną mi twórczość Franza Kafki, to chorowite, nadwrażliwe i wiecznie pokrzywdzone stworzenie, które odczuwało niezdolność do samodzielnego działania. Wieczne źródło swych wyborów oraz porażek autor owego listu widział w toksycznym domu, despotycznym ojcu, nawet matka bezwiednie odgrywała rolę naganiacza na polowaniu. Jeśli już Twoje wychowanie mogło przez wzbudzanie przekory, antypatii czy nawet nienawiści w jakimś nieprawdopodobnym wypadku spowodować, że stanąłbym na własnych nogach, to matka równoważyła to na powrót dobrocią, rozważną mową (w zamęcie dzieciństwa była uosobieniem rozsądku), wstawiennictwem, i na nowo byłem zapędzany w Twój krąg, z którego może w przeciwnym razie, ku Twojej i mojej korzyści, byłbym zbiegł. Matka pisarza ponoć po przeczytaniu owego listu zwróciła go Franzowi, nie przekazała mężowi, gdyby to zrobiła, zapewne wzięłaby na siebie brzemię odpowiedzialności. Jak poczuła się ta, zdaje się dobra i poczciwa kobieta czytając oskarżenie pod swoim adresem, gdyby nie jej bezwiedna rola, jej syn zapewne (jak sam pisze) byłby zbiegł. O tym zapewne oskarżyciel nie pomyślał, każdy jest winny i odpowiedzialny tylko nie autor owego listu.
Nie ma wspólnej pamięci, są jedynie jej wariacje, Franz Kafka czuł się zdominowany przez ojca, przytłoczony jego despotycznym charakterem i bezwzględnością, jednak z jakiegoś powodu odnoszę wrażenie, iż mógł trochę przesadzać. Wszechogarniające poczucie osaczenia, jakie zdaje się towarzyszyło Kafce w codziennym życiu zapuściło tak głębokie korzenie w jego umyśle, że jedynie śmierć mogła położyć im kres. Dobitnie wyrażał, jak bardzo czuje się nieszczęśliwy, osamotniony, stłamszony i zraniony przez ojca, jedyną siłą sprawczą w życiu pisarza, jaka wyłania się z Listu do ojca jest Hermann Kafka. Innych winnych wysoki sądzie nie ma.
Franz Kafka jest jednym z moich ulubionych pisarzy, cenię jego groteskowe podejście do świata, wyjątkową wrażliwość i umiejętność szokowania, jego dzieła, to teatr absurdu, który pomimo upływu lat nadal znajduje odniesienie we współczesnym życiu.
Franz Kafka jaki wyłania się z Opowieści i przypowieści, to wyjątkowo wrażliwa istota, która za życia nie mogła znaleźć komfortu i lekkości życia (o ile takowe istnieją). Żył w wiezieniu, do którego sam posiadał klucze, wiedząc że zniewolenie nie ma końca, po co uciekać, skoro wolności nie ma.
Wydawnictwo
Franz Kafka, Opowieści i przypowieści, przekład Lech Czyżewski, Roman Karst, Alfred Kowalkowski, Juliusz Kydryński, Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Anna Wołkowicz, Jarosław Ziółkowski, Wydawnictwo PIW, Warszawa 2016.