Wydawnictwo Góry Books, Kraków 2019
Kto szuka celu poczuje pustkę, gdy go osiągnie,
kto znajdzie ścieżkę cel będzie zawsze nosił w sobie.Nejc Zaplotnik
Fascynująca i jedyna w swoim rodzaju. Jedna z lepszych książek o wspinaczce jakie czytałam. Czasami miałam wrażenie, że przemawia do mnie Ota Pavel, czy inny czeski pisarz o wyjątkowym podejściu do otaczającego nas świata. Podejście autora do życia codziennego i wspinaczki było niecodzienne, jego szczerość i otwartość intrygujące, zwłaszcza po zdobyciu Makalu w wieku 23 lat.
Jak ktoś może mnie kochać i równocześnie odrywać od gór, które stały się moim życiem? Kochałby wtedy żywego trupa , zewnętrzną powłokę, to nie byłbym ja.
Nejc Zaplotnik
Interesujące jest podobieństwo pewnych stwierdzeń i podejścia do wspinaczki Wojciecha Kurtyki i Nejca Zaplotnika (1952-1983), to niesamowite jak w różnych zakątkach świata w umysłach wyjątkowych ludzi rodzą się podobne idee. Był samorodnym talentem literackim, przy tym twórcą oryginalnej filozofii życiowej, opisanej w jedynej wydanej za jego życia książce Ścieżka (oryg. Pot, pierwsze wydanie 1981), zbieżnej ze sformułowaną w tym samym czasie przez Wojtka Kurtykę „ścieżką góry”.
Ojciec nie mógł zdzierżyć, że staję się samodzielną jednostką, o innych niż on poglądach na świat. Dom wariatów gotowy. Nikt nie rozumiał, że gotuje się we mnie energia, której nawet diabeł by się przestraszył, która nie trawi nudy mijających lat i za nic ma cudze poglądy; energia szukająca własnej ścieżki, ścieżki wolności i samodzielności.
To, jak odczuwał i opisał góry Nejc Zaplotnik jest szczególne, w prostocie i naturalności tej relacji odnaleźć można piękno w najczystszej formie. Każdy z nas ma wybór, nikt nie chce płacić życiem za swoje pasje i to chyba powinno być oczywiste. Czym byłby ten świat gdyby każdy jego mieszkaniec tylko na materialne dobra zarabiał całymi dniami, jest wiele dróg do wyboru, niech każdy kroczy swoją.
Życie musi być nieznośne, skoro płaca jest jedynym rezultatem twojej pracy.
Wszystko brzmi tak pięknie, te marzenia Nejca Zaplotnika, podobnie jak wielu wielbicieli gór i otaczającego nas świata, ale ilekroć czytam książki poniekąd wolnych, marzycielskich dusz, to kiedy dochodzę do odkręcam uszkodzony zawór i rzucam go w przepaść. Najchętniej wyrzuciłbym i butle. Wyrzuci, jak wielu. Komentarz chyba jest zbędny.
Granice stawiało mi tylko ciało, a ich przekroczenie wymagało konsekwencji.
Ptaki
w lesie nadal śpiewają
W ten sposób trwała gonitwa po górach, które nieodmiennie lśniły, kiedy miały lśnić, nieodmiennie płakały, kiedy miało padać, i zawsze opowiadały, kiedy umiałeś ich wysłuchać. Tyle że ja już byłem tym, który by umiał słuchać, śmiać się z nimi czy płakać. Byłem sportowcem, alpinistą, rozmawiałem o ścianach i przewieszkach, biegałem, trenowałem, zaliczałem przejścia, wpadałem w wariactwo kategoryzacji, przeliczałem punkty, porównywałem się z innymi i stawałem się coraz uboższy. Stałem się mdłym i głupim rzemieślnikiem. Widziałem tylko liczby, wysokości szczytów, wielkości ścian, wycenę trudności, widziałem tylko cyfry zapisywane na sposób łaciński czy arabski, przecinki, plusy i minusy. Ręce i nogi stały się silne i nie do zdarcia, ale głowa była pusta, a serce biło szybciej nie z powodu odczucia piękna, tylko wyłącznie wskutek wysiłku fizycznego. Ścieżka biegła stromo w dół, chociaż krzywa sukcesów nadal się wznosiła. Wyrypa przestała się różnić od innej wyrypy, działałem jak dobrze naoliwiona maszyna, która przecież te chodzi na jałowym biegu, jeśli nikt jej w porę nie zatrzyma. I tak cała moja maszyneria kręciła się coraz bardziej bez sensu, dopóki moje dzieci nie przypomniały mi, że ptaki w lesie nadal śpiewają.