Czytam

Widzieć siebie

James Joyce

Spotkanie z legendą

„Chciałbym myśleć o nim łagodniej… lecz świadomość, że gdzieś jest, coś planuje i przygotowuje, niepokoi nie tylko bogów, ale i nas, tak Achajów, jak i członków rodziny. Z obawą czekaliśmy na niego, a teraz gdy powrócił do domu, w straszny sposób wymierzył sprawiedliwość i znów nas opuścił, wielu myśli o nim z gniewem. Ulisses nie przyniósł pokoju – rzekłem załamany. – Przyniósł na Itakę gniew. Gniewu, który wypełnia rasę ludzką, na Itace, a także gdzie indziej, nikt nie umie przebłagać…”

Sándor Márai Pokój na Itace, Czytelnik, Warszawa 2009

Ulisses latami wypływał nieśmiało na powierzchnię mojej świadomości, pomimo stanowczego opierania się pomysłowi przeczytania „tego”, w końcu zdecydowałam, że przeczytam, a przynajmniej zrobię podejście do delikwenta bez zbędnych deklaracji, jakobym planowała pozostać mu wierna do ostatniego słowa.

INTERPRETACJA dzieła jest JEDNA, JEDYNA i należy widzieć świat oczyma polonistki! Uczycielka wie najlepiej co autor miał na myśli. Sądząc po zeszytach sprzed 20 lat wspomniana niewiasta łatwo poglądów nie zmienia, ale to nieszkodliwa bestia była.

Wracając do Ulissesa, ilość mitów jaka narosła wokół powieści Jamesa Joyce’a jest imponująca, zdarzało mi się słyszeć w przeszłości, jakoby dzieło przeznaczone było tylko dla wybrańców, choć niektórzy twierdzili, że dla głupców.

„Wystarczy przyjąć powyższy punkt widzenia, aby Ulisses stał się książką łatwą. Mówiąc „łatwą”, chcę powiedzieć, że nie dostrzegam w książce niczego, co stanowiłoby własność jedynie umysłów wtajemniczonych. Ulisses nie posiada szyfru. Jestem absolutnie przekonany, że każdy inteligentny i jako tako oczytany człowiek potrafi opanować trudności stylu i pozostałe arkana techniczne tego dzieła, pod warunkiem, oczywiście, że poświęci temu odpowiednią ilość czasu, uwagi i dobrej woli. Największym zaskoczeniem u kresu tej intelektualnej przygody będzie, jak sądzę, nie zarejestrowanie tysiąca szczegółów różniących Ulissesa od największych dzieł ludzkości, lecz jego podobieństwo do nich.

Tłumaczyłem tę książkę dwanaście lat, korzystając z pomocy i przyjaźni wielu ludzi. Nie mogę wymienić tu ich wszystkich. Chciałbym wspomnieć o dwojgu, bez których udziału niedoskonałości tego przekładu byłyby nieskończenie większe.”

„Gdyż nie mam najmniejszych złudzeń, aby mógł istnieć choćby jeden czytelnik, który, przystąpiwszy – bez specjalnego przygotowania – do przeczytania tej książki po raz pierwszy, mógłby ją sobie podporządkować w całości. Ulisses jest dziełem skomplikowanym nie tylko ze względu na wielką ilość użytych otwarcie i zamaskowanych symboli, wybranych swobodnie z długiej historii ludzkości. O trudności odczytania nie decyduje także, jak mi się wydaje, ogromna ilość nie zaopatrzonych w najmniejszy komentarz aluzji z dziedziny religii, filozofii, muzyki, literatury pięknej, medycyny, astronomii, mitologii etc. etc. Nie sądzę także, aby dopracowane w najdrobniejszych szczegółach osadzenie pana Blooma, Stefana i Molly w Dublinie, dokładnie takim, jakim miasto to było dnia 16 czerwca 1904 roku, mogło wpłynąć decydująco na zaciemnienie tekstu.
Jestem natomiast absolutnie przekonany, że o pozornej, wstępnej „niezrozumiałości” Ulissesa decyduje fakt nie mający precedensu w dziejach kultury: zapoczątkowanie nowego rodzaju sztuki i doprowadzenie go do doskonałości na przestrzeni jednego dzieła.” Fragment posłowia do wydania VII

Emocje wzbudzała nie tylko sama twórczość Jamesa Joyce’a, ale również Lucia Joyce, córka autora, która była dość osobliwą i tajemnicza postacią. Zagadką, której zapewne nigdy nie uda się już rozwikłać. Dlaczego ją ubezwłasnowolniono i zniszczono wszelkie przejawy jej twórczości, listy, wymazano ją z pamięci, dlaczego James Joyce milczał na jej temat,  a brat tak niestrudzenie wymazywał ją z życia wszystkich, którzy chcieli pamiętać o jej istnieniu? A w końcu,  jaką rolę odegrał w tym wszystkim Samuel Beckett, o ile jakąkolwiek. Może kiedyś przypadkiem ktoś natknie się na strzępy jej życia i jak w przypadku Vivian Maier, odkryjemy diament.

Nieskalana obcą myślą cudzej interpretacji, w kwietniu tego roku zakupiłam to wiekopomne dzieło w wersji elektronicznej.

Czytam: Odgryzł więcej, niż może połknąć. Czy wyglądam tak samo? Widzieć siebie tak, jak inni nas widzą.

Czytam: Mieszka w Leeson Park, żywiąc się melancholią i byle czym: literatka.

Czytam w trakcie śniadania: Jakiś pierwiosnkowy kaftan, bękart fortuny, uśmiechnął się na widok mego lęku. Czy do tego tęsknisz, by zaszczekali z uznaniem?

Czytam podczas jazdy autobusem, przysypiam: Przejrzał to, co już przeczytał, i wczuwając się w spokojny odpływ moczu, zazdrościł serdecznie panu Beaufoy, który napisał to i otrzymał honorarium trzy funty trzynaście szylingów i sześć pensów.

Odkładam na czas wakacji: Nacieszyć się teraz wanną: koryto czystej wody, chłodna emalia, łagodny, ciepły strumień. Oto ciało moje.

Mijają miesiące i wracam do czytania: ponieważ jest ona drugą Ewą i uratowała nas, jak powiada także i święty Augustyn, podczas gdy tamta, nasza prababka, z którą połączeni jesteśmy kolejną anastomozą pępowin, sprzedała nas wszystkich, nasienie, pokolenie i dziedziczenie nasze, za jabłuszko warte miedziaka. 

Czytam, czytam, czytam, prawie skończyłam, kiedy dostaję strzał w potylicę: Życie, miłość, podróż dokoła własnego, małego światka. A teraz? Oczywiście, to smutne, że jest kulawa, ale trzeba się wystrzegać nadmiernej litości. Wykorzystują to.

Maciej Świerkocki dopuścił się nowego tłumaczenia Ulissesa. Artykuły prasowe w przeważającej większości drążą temat sensowności tłumaczenia, przecież towar jest już na rynku. Panie, nie masz nic ciekawszego do roboty? Możemy mieć 50 rodzajów miętowych gum, ale tylko jedno tłumaczenie Ulissesa

Czytam, czytałam, przeczytałam to obszerne, gigantyczne jak nazwał je tłumacz owego wydania, dzieło. James Joyce nie owijał słów w bawełnę, nie dziwię się, że zakazano publikacji i rozpowszechniania Ulissesa, skoro to , co naturalne dla codziennej egzystencji każdego śmiertelnika należało przemilczeć. X lat temu zdarzyło mi się spotkać uroczego emeryta z Holandii, który utyskiwał podczas obiadu u mojego wujka, że ze względu na przepisy emerytalne może w Polsce spędzić jedynie pół roku, a „tak lubię te wasze ogórki kiszone, dobra kupa po nich”. Kochał Zakopane i „kurczę pieczone”, dla niego fizjologia organizmu była równie naturalna, podobnie jak dla Jamesa Joyce’a, nie ma tematów tabu, jest człowiek, istota która się wypróżnia.

 Jeśli rozsądnie sobie dawkować, to książka jest rewelacyjna, fascynująca a zarazem nużąca. 

Usłyszeć głos kobiecy w takim wydaniu, sto lat temu zakrawa o szaleństwo, Jamesie że cię nie ukamienowano. Przypadkiem natknęłam się w swoim zbiorze na „fotografię” Molly Bloom, szukając informacji na temat powstania tego pomnika natknęłam się również na blog jednego z mieszkańców Gibraltaru, który podobnie jak Molly był obywatelem owego kraju. Pisał, że jako młody mężczyzna usłyszał o tym pornograficznym dziele, w którym wspomniano miejsce jego urodzenia. Biedak jak wyznał doczytał do 700 strony i ani wzmianki, po latach z rozbawieniem odkrył, że od 746 strony James Joyce bardziej wylewniej opisywał, nieraz w idylliczny sposób, kraj w jakim miała urodzić się Molly Bloom.

„Jak można naprawdę posiadać wodę? Zawsze płynie strumieniem, wiecznie zmiennym, który odnajdujemy w strumieniu życia. Ponieważ życie jest strumieniem.”