Artur Hajzer „Atak rozpaczy„, Wydawnictwo Annapurna, wydanie II 2012 (dodruk 2014).
Świetnie wydana książka, kolorowa, pełna fotografii na dobrym papierze, czyta się z przyjemnością. Zawiera notę biograficzną oraz przedmowę do tego wydania autorstwa Artura Hajzera z lipca 2012 roku, w której odniósł się do swojej „twórczości” sprzed lat.
Ciarki nas przeszły, gdy uświadomiliśmy sobie, że szczyt pokonanej przez nas góry leży niewiele wyżej od miejsc, gdzie Himalajskie Dziadki rozbijają bazy swoich wypraw.
Na końcu książki w posłowiu czytamy:
Napisałem to posłowie, by podkreślić, że książka Atak rozpaczy to nie jest kompendium moich doświadczeń górskich ani w żadnym wypadku pozycją biograficzną opisującą moją karierę górską w latach 80., a tylko garścią przemyśleń, gdzie tylko niektóre wyprawy i niektóre wspinaczki są przywoływane. Spora liczba wypraw, przeżyć, przygód, doświadczeń i zrębów mojej górskiej filozofii ciągle czeka na opisanie i przypomnienie i wydaje mi się, że wraz z upływem czasu szanse na ich opisanie rosną, bo i pióro jakby lepsze i dystans zdrowszy. Dziękuję za uwagę Autor, Katowice lipiec 2012.
Artur Hajzer to jedna z barwniejszych postaci polskiego himalaizmu. Z przyjemnością oglądałam bądź czytałam wywiady jakich udzielał, w nich jawił się jako „równy gość”, powiedziałabym, z jajem, który nie owijał w bawełnę ani nie ubarwiał świata wspinaczki – jest jak jest – o ataku na Lhotse z 1985 roku napisał w Ataku rozpaczy: „Przecież jeden z nas tę, jakby nie było, zabawę, przypłacił życiem. Co więc tak na prawdę pchało nas tam w górę? W sytuacji, kiedy nic nie trzyma się kupy, jest to może, jak mówił Krzysiek, chęć ukarania góry? A może, tak jak mnie się wydaje, chcieliśmy to zrobić z czysto egoistycznych pobudek, dla sławy, bo przyjemnością to już dawno przestało być.”
Krowy na lodowcu w stylu alpejskim.
” – Hello mister! Namaste! – obudził nas już po chwili okrzyk. – Czyżby Dordże wracał? Ale dlaczego nocą? – zapytałem głośno. Chwilę szamotaliśmy się z zamarzniętym zamkiem. Nie udało nam się otworzyć go do końca, tylko przez małą szparę obserwowaliśmy, co dzieje się na zewnątrz. – Krowy idą lodowcem! – krzyknął przerażony Rafał. Tak! Szerpowie przeprowadzali przez przełęcz Menlung (5600) całe stado jaków. Robili to nocą, aby zwierzęta nie oślepły na słońcu. Krowy, choć niejedna była poraniona , doskonale dawały sobie radę w lodowcowym terenie. Pokonały przełęcz bez lin poręczowych i zakładania obozów, w czystym stylu alpejskim. Kiedy rano wyszliśmy z namiotu, wydawało nam się, że wszystko to nam się śniło. Niestety przeczyły temu świeże ślady krwi na śniegu. Poza tym, wytężywszy wzrok, widzieliśmy, jak w dole Szerpowie opuszczają zwierzęta pojedynczo, w specjalnych uprzężach, z niewielkiego skalnego progu, który zagradzał wejście w dolinę. Zdobycie Gaurihanka-Go sprawiło, że odczuwaliśmy ogromną satysfakcję. Wspinaczka była bardzo trudna i cieszyliśmy się, że będzie się czym pochwalić. Daliśmy z siebie wszystko, walcząc o tę górę, umówiliśmy się jednak, że o krowach ani słowa. Pobyt w Rolwaling Himal, zakończony sukcesem, miał dla mnie dodatkowe znaczenie. Tam po raz pierwszy uwierzyłem w siebie i zrozumiałem, że nie trzeba być fizycznym gigantem, aby być dobrym w górach.”
Artur Hajzer zginął na Gasherbrum I siódmego lipca 2013 roku.
Wydawnictwo zamieściło na skrzydełkach książki notę biograficzną – fragment: „Artur Hajzer (ur. 1962, zm. 2013) taternik i alpinista, należący do ścisłej czołówki polskiego himalaizmu; z wykształcenia kulturoznawca (absolwent Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach). W 1982 roku uczestniczył w drugim wejściu na Daplipangdigo (6126 m), w Himalajach Rolwalingu, a rok później wszedł południową granią na najwyższy szczyt Hindukuszu, Tirich Mir (7706 m ). Razem z Jerzym Kukuczką dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę (8091 m, w 1987 r.) oraz w latach 1986-88 nowymi drogami wszedł na Manaslu (8191 m), Shisha Pangmę (8012 m) i Annapurnę Wschodnią (8010 m). W późniejszych latach stanął również na szczytach Dhaulagiri (8167 m, 2008 r.), Nanga Parbat (8126 m, 2010 r.) i Makalu (8463 m, 2011 r.). Z Krzysztofem Wielickim trzy razy próbował przejść południową ścianę Lhotse (8501 m).”.
„Atak rozpaczy” Artura Hajzera to jedna z tych książek, które ukazują himalaizm jako zwyczajne zajęcie/hobby/zawód, może dość ryzykowne, ale ignorantem jest ten, kto myśli, że sporty ekstremalne uprawiają samobójcy – dla mnie to pasjonaci.
Ciekawy artykuł na portalu Wspinanie.pl o autorze „Ataku rozpaczy” http://wspinanie.pl/2013/07/artur-hajzer-1962-2013/