Do latarni morskiej / Virginia Woolf

Do latarni morskiej

„Do latarni morskiej” Virginia Wool, pierwsze wydanie 1927 rok.

„Do latarni morskie” jest jedną z moich ulubionych powieści autorki, czasami mam wrażenie, że mogłabym niemal każde zdanie, które wyszło spod ręki Virginii Woolf, nazwać interesującym, moim ulubionym. Jest coś w tej niezwykle utalentowanej kobiecie, coś, co jest jakby teraźniejszością, cokolwiek to znaczy. Jakby czas nie istniał w jej twórczości.

„Trzeba by mieć pięćdziesiąt par oczu: – rozmyślała – by poznać tę kobietę ze wszystkich stron. A jedne z tych oczu powinny nie dostrzegać jej urody.”

Virginia Woolf

Do latarni morskiej

„Pani Ramsay opowiadała potem Lily, że łożył na wykształcenie swej małej siostrzyczki. Świadczyło to o nim bardzo dobrze. Pojęcie, jakie mam o Tansleyu, jest bez wątpienia groteskowe, myślała Lily rozgarniając pędzlem liście babki. Zresztą, większość naszych wyobrażeń o innych ludziach jest groteskowa.

Służą nam jedynie do naszych własnych celów. Tansley był dla niej kozłem ofiarnym. Nieraz, będąc w złym humorze, wyobrażając sobie, że głaszcze jego chude ciało. Gdy chciała go poważnie traktować, to musiała się odwoływać do któregoś z określeń pani Ramsay i patrzyć nań jej oczami.”

 

„Otrząsnął się z tych rozmyślań i przywołał do porządku. Ile razy mówił „oni” lub „ktoś” i słyszał, jak ten „ktoś” nadchodzi, stawał się nadzwyczaj wyczulony w stosunku do osoby, która w danym momencie była w pokoju. W tym wypadku był to jego ojciec, Poczuł, jak wzrasta w nim napięcie. Bo jeśli nie powieje zaraz bryza, ojciec z trzaskiem zamknie książkę i powie: „No, i co się tu dzieje? Dlaczego tak marudzimy, hę?” – tak, jak to zrobił ongiś na tarasie, gdy spuścił między nich ostrze swego dzioba, matka zesztywniała, a James, gdyby była pod ręką siekiera czy nóż lub cokolwiek o ostrym końcu, byłby to porwał i ugodził ojca prosto w serce. Matka, sztywna cała, opuściła, ramię, a chłopiec poczuł, że nie słucha już tego, co on mówi – wstała i odeszła, zostawiając go na podłodze z nożyczkami w ręku, bezsilnego i śmiesznego.”

„Gdy pociągnęła pędzlem zdecydowanie i szybko, doznała dziwnego uczucia – jak by ją coś pchało do przodu, a jednocześnie nie pozwalało się ruszyć. Na białym płótnie pędzel zostawiał za sobą błyszczący, brązowy ślad. Pociągnęła po raz drugi – i trzeci. I tak na zmianę pauzując i błyskając kolorem, wprawiła się w taneczny, harmonijny ruch, w którym przerwy były jedną, a pociągnięcie pędzlem – drugą częścią rytmu; pracując szybko i lekko, pokryła płótno brązowymi, nerwowymi liniami, które wkrótce zamknęły pewną przestrzeń (czuła, jak ta przestrzeń olbrzymieje jej przed oczami). W dole, w załamaniu jednej fali, widziała już następną, wspinającą się nad nią coraz to wyżej i wyżej. Cóż może bardziej przerażać niż taka przestrzeń? Odstąpiwszy od obrazu, by nań popatrzeć, pomyślała, że oto znów wyrwała się z kręgu plotek, z życia, z wspólnoty ludzkiej, by znaleźć się twarzą w twarz ze swym starym, potężnym nieprzyjacielem: tą inną rzeczywistością, która nagle wyłoniwszy się naga spod osłony pozorowanej… położyła na niej swe ręce i objęła w posiadanie. Czuła w sobie niechęć i opór. Dlaczego zawsze musi ją coś ciągnąć i odwoływać od tego, co robi. Dlaczego nie może w spokoju porozmawiać z panem Carmichaelem siedzącym na trawniku? A poza tym sztuka stawia takie niezwykłe wymagania. Inne rzeczy godne czci nie pragną nic więcej poza kultem: mężczyźni, kobiety, Bóg zadowalają się, gdy kornie chylimy się przed nimi w hołdzie; lecz forma, choćby tylko w postaci białego abażuru na wiklinowym stole, podnieca do nieustannej walki, wyzywa do zmagań, z których człowiek musi wyjść pobity. Zawsze (być może tkwiło to w jej naturze lub w jej płci – nie potrafiła tego sama rozstrzygnąć), nim zamieniła rozwichrzenie normalnego życia na koncentrację malowania, przeżywała kilka chwil takiej nagości; wydawało jej się wtedy, że jest nie narodzoną jeszcze duszą, duszą pozbawioną ciała, wahającą się na jakimś wietrznym szczycie i wystawioną bez żadnej ochrony na wszystkie podmuchy zwątpienia. Po cóż więc malowała?”

 

„Boże drogi, wymyślanie różnic, gdy ludzie już i bez tego dostatecznie się różnili. Wystarczy tych prawdziwych różnic, myślała stojąc przy oknie salonu, zupełnie wystarczy.”

„Do latarni morskiej”, Virginia Woolf, audiobook, czyta Irena Lipczyńska, Wydawnictwo Potop.

Na rynku jest dostępne „Do latarni morskiej” audiobook Wydawnictwa BŁYSK, lektor Irena Lipczyńska.

Cytaty pochodzą z wydawnictwa C&T, tłumacz Krzysztof Klinger.

Do latarni morskiej
Do latarni morskiej

Tennis Jewelry

My mom had a gold tennis bracelet I always loved growing up, meaning this isn’t the trend’s first rodeo. With tennis fashion, from mini skirts to racquet-embroidered polos and sweaters, growing in popularity, why not throw a tennis bracelet or necklace in the mix? I have a tennis bracelet and necklace from the Korean brand Flan and and can confirm the versatility of these jewels. These everyday pieces are so classic and will stand the test of time.

Share
Pin
Tweet
Related
mechaniczna pomarańcza

„Mechaniczna pomarańcza” / Anthony Burgess

„Mechaniczna pomarańcza” – „Nad przyczyną dobroci nie główkują, więc czemu na odwrót? Jeżeli wpychle są dobre to dlatego, że lubią, a ja wcale im tych przyjemności bym nie odbierał, i to samo na odwrót. A tak się złożyło, że ja właśnie wolę na odwrót.” – Anthony Burgess

Comments

What do you think?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

instagram:

Ten komunikat o błędzie jest widoczny tylko dla administratorów WordPressa

Błąd: nie znaleziono kanału o identyfikatorze 1.

Przejdź na stronę ustawień kanału Instagramu, aby utworzyć kanał.