Hermann Hesse Demian

Hermann Hesse

"ten, kto chce dorosnąć, nie może czuć strachu przed spojrzeniem na własne cienie" 

“Nie mogę sie­bie nazwać wie­dzą­cym. Byłem poszu­ku­ją­cym i jestem nim dotąd, nie szu­kam już jed­nak w gwiaz­dach i księ­gach, zaczy­nam bowiem sły­szeć nauki, któ­rymi szem­rze we mnie wła­sna krew. Histo­ria moja nie jest przy­jemna, nie jest ckliwa i pełna har­mo­nii, jak histo­rie wymy­ślane, ma posmak non­sensu, pomie­sza­nia sza­leństw i marzeń, jak życie wszyst­kich ludzi, któ­rzy nie chcą sie­bie już dłu­żej okła­my­wać. Życie każ­dego czło­wieka jest drogą ku samemu sobie, próbą zna­le­zie­nia drogi, zazna­cze­nia ścieżki.

Wszę­dzie – twier­dził – panuje zbio­ro­wość i two­rzą się stada, ni­gdzie jed­nak nie ma swo­body w miło­ści. I wszel­kie rodzaje tej wspól­noty, od kor­po­ra­cji stu­denc­kich i związ­ków śpie­wa­czych, aż po struk­tury państw, są two­rami powsta­łymi z przy­musu, wspól­notą zro­dzoną z lęku, ze stra­chu, z trud­nych sytu­acji, we wnę­trzu swoim prze­sta­rzałą już, prze­gniłą i bli­ską upadku.”

“Wszy­scy bogo­wie i sza­tani, jacy kie­dy­kol­wiek ist­nieli, czy to u Gre­ków, czy u Chiń­czy­ków, czy u dzi­kich Zulu­sów, miesz­ka­jąc w nas, ist­nieją jako moż­li­wo­ści, jako pra­gnie­nia, jako drogi wyj­ścia. I gdyby cała ludz­kość wymarła poza jed­nym jedy­nym, nie­zbyt nawet uta­len­to­wa­nym dziec­kiem, które ni­gdy niczego się nie uczyło, dziecko to odna­la­złoby bieg wszel­kich rze­czy, byłoby w sta­nie two­rzyć i pro­du­ko­wać bogów i demo­nów, raje, nakazy i zakazy, stare i nowe testa­menty – wszystko.

– No dobrze – prze­rwa­łem – ale na czym polega wtedy jesz­cze war­tość jed­nostki? Czemu dążymy wciąż dalej, skoro już wszystko nosimy gotowe w sobie?”

Wspólnota

„– Wspól­nota – mówił Demian – to piękna rzecz. Lecz wszystko, co wokół nas roz­kwita, wcale wspól­notą nie jest. Powsta­nie ona na nowo z wza­jem­nej wie­dzy jed­no­stek o sobie i zdoła wtedy na chwilę prze­kształ­cić świat. Wszystko bowiem, co teraz ist­nieje jako wspól­nota, jest tylko two­rze­niem stada. Ludzie garną się ku sobie, ponie­waż wza­jem­nie sie­bie się oba­wiają – osobno pano­wie, osobno robot­nicy i osobno uczeni! A dla­czego się oba­wiają? Czło­wiek lęka się jedy­nie wtedy, gdy sam ze sobą nie żyje w zgo­dzie. Oni się boją, ponie­waż ni­gdy nie opo­wie­dzieli się za sobą, do sie­bie nie przy­znali. Wspól­nota, zło­żona z samych takich ludzi, któ­rzy boją się tego, co w nich im nie­znane! Czują wszy­scy, że gra­nice ich życia już są nie­wła­ściwe, że żyją według daw­nych przy­ka­zań, ale ani ich reli­gie, ani ich moral­ność nie odpo­wia­dają już temu, czego nam potrzeba. Europa przez sto, a nawet wię­cej lat, wyłącz­nie tylko stu­dio­wała i budo­wała fabryki! I oni teraz wie­dzą dokład­nie, ile gra­mów pro­chu potrzeba na to, żeby zabić czło­wieka, ale nie wie­dzą, jak modlić się należy do Boga, nie wie­dzą nawet, jak można przez godzinę wesoło się bawić. Przyj­rzyj się choćby takiej stu­denc­kiej knaj­pie! Albo nawet wypo­czyn­ko­wej jakiejś miej­sco­wo­ści, gdzie przy­jeż­dżają bogaci ludzie! Bez­na­dziejne! Sinc­la­irze kochany, nic weso­łego z tego wynik­nąć nie może. Ci ludzie, któ­rzy tak bojaź­li­wie sku­piają się w stada, pełni są stra­chu i pełni zło­ści, żaden z nich nie ufa dru­giemu. Przy­wią­zani są do ide­ałów, które dawno już nimi być prze­stały, ale kamie­nują każ­dego, kto ukaże nowy ideał. „

Gunnar Decker

Gunnar Decker : „kiedy Hesse pisze o swojej długiej pielgrzymce do samego siebie. Wędrować od jednego błędu do drugiego – a mimo to nie przestawać iść, nie zarzucić pisania. Stań się, kim jesteś – ów motyw z Demiana wcale nie zniknął, wręcz przeciwnie: cierpienie jest jeszcze większe, ponieważ Demian też nie był rozwiązaniem, był jedynie częściowym bilansem na drodze, której cel jesienią roku 1919 wydaje się Hessemu mniej jasny niż kiedykolwiek.”

Świat dzieciństwa

Proces stawania się sobą bywa niezwykle trudny, nieliczni mają odwagę być jedyną i niepowtarzalną wersją siebie.

„Dla zakotwiczonego w dzieciństwie Sinclaira rozstanie z bezpiecznym, przewidywalnym i ułożonym światem dzieciństwa początkowo przychodzi z trudem, z czasem to się zmienia. Z rodzi­cami moimi i ich świa­tem, tym „jasnym” świa­tem mego pięk­nego dzie­ciń­stwa, nie roz­sta­łem się w gwał­tow­nej walce; powoli i nie­mal nie­po­strze­że­nie odda­la­łem się od nich i sta­wa­łem im się obcy. 

W krainie snów, czarodziejskiej i wieloznacznej, spowitej wieloznacznością młody Sinclair stara się odnaleźć drogowskazy, które ułatwią mu wybór drogi, poszukuje w nich sensu swej egzystencji i zrozumienia dla swoich wewnętrznych rozterek.

Sinclair na swojej drodze spotykał niezwykłych i dość nietypowych nauczycieli, z których czerpał nieraz nieświadomym bycia uczniem, czasem był znu­żo­nym roz­grze­by­wa­niem resz­tek daw­nych świa­tów. Każdy musi znaleźć swoją drogę – Do domu nie wraca się ni­gdy – powie­działa życz­li­wie. – Ale tam, gdzie zbie­gają się przy­ja­zne drogi, cały świat przez chwilę wydaje się domem.”

Abraxas

„Abra­xas nie ma żad­nych zastrze­żeń wzglę­dem jakich­kol­wiek pań­skich myśli ani pań­skich snów. Niech pan o tym zawsze pamięta. Lecz opu­ści on pana z chwilą, gdy sta­nie się pan nie­na­ganny i nor­malny. Wów­czas porzuci pana i poszuka sobie nowego garnka, w któ­rym mógłby goto­wać swe idee.”

“Nie powi­nien pan porów­ny­wać sie­bie z innymi, i jeśli natura stwo­rzyła pana w postaci nie­to­pe­rza, nie powi­nien pan chcieć się prze­kształ­cić w stru­sia! ”

Demian Dzieje młodości Emila Sinclaira Hermann Hesse, Media Rodzina.