In this Article

Share

„Przeżyć kogoś, kogo tak bardzo kochaliśmy, że nawet potrafilibyśmy dla niego zabić, przeżyć kogoś, z kim tyle nas łączyło, że omal nie umarliśmy, jest jedną z tajemniczych, niemożliwych do zakwalifikowania zbrodni życia.”

Spotkanie po ponad czterdziestu latach dwóch niegdyś bliskich sobie przyjaciół, Konrada i generała, staje się okazją do głębokich rozważań nad sensem życia.

„Los dotknął nas i spełnił się nad nami, i wszyscy troje znosiliśmy ten los. 

– Zapytać, o co? – mówi cicho, lekceważącym tonem, jakby szydził z samego siebie. – O co można pytać ludzi samymi słowami? I co warta jest odpowiedź, jakiej udzielają ludzie nie prawdą swojego życia, lecz słowami?… „

Zmurszały generał jest postacią, która od początku do końca prowadzi nas przez świat życiowych doświadczeń, pełno w nim pytań, mniej odpowiedzi. Brutalna rzeczywistość dosięga każdego z nas, kruchość i nietrwałość istnienia nieustannie kroczą o jeden oddech za nami. „Co chciałeś przez to osiągnąć, że przeżyłeś, co przez to wygrałeś?…” pyta generał.

"Bezwarunkowo tak się czuje, ponieważ zazdrość, rozczarowanie, próżność, potrafi zadać ból ze straszliwą siłą. Ale to mija… niezrozumiale mija, nie z dnia na dzień, nie, nawet lata nie przebłagają tego gniewu – w końcu jednak mija, dokładnie tak jak życie."

„Przed południem generał długo przebywał w tłoczarni wina. O świcie udał się z winogrodnikiem do winnicy, ponieważ wino w dwóch beczkach zaczęło fermentować. Minęła już jedenasta, gdy skończył z butelkowaniem i wrócił do domu. Na werandzie, zalatującej stęchlizną od wilgotnych kamieni, pomiędzy filarami stał sztywno myśliwy; gdy pan się zbliżył, wyciągnął ku niemu rękę z listem. – Czego chcesz? – powiedział generał i obrażony przystanął. Odsunął z czoła słomkowy kapelusz, którego szerokie rondo całkowicie ocieniało jego czerwoną twarz. Już od paru lat nie otwierał i nie czytał listów. Korespondencję otwierał i sortował ekonom w biurze zarządcy majątku.– Posłaniec przyniósł – powiedział myśliwy, nadal stojąc sztywno. Generał poznał pismo, przyjął list i włożył go do kieszeni. Wszedł do chłodnego przedsionka i bez słowa oddał myśliwemu swój kapelusz i laskę. Z kieszonki na cygara wyjął okulary, podszedł do okna i w półmroku, w świetle przedostającym się przez szczeliny do połowy opuszczonych żaluzji, zaczął czytać list. – Zaczekaj – powiedział przez ramię do myśliwego, który już miał odejść z kapeluszem i laską. List wcisnął do kieszeni. – Niech Kalman zaprzęgnie na szóstą. Do landa, bo będzie deszcz. Niech włoży strój galowy. Ty tak samo – powiedział z nieoczekiwanym naciskiem, jakby go coś rozzłościło. – I wszystko ma błyszczeć. Natychmiast bierzcie się do czyszczenia karety, sprzętu. Włóż liberię, rozumiesz? I usiądziesz na koźle obok Kalmana. – Rozumiem, wielmożny panie – powiedział myśliwy i spojrzał swojemu panu prosto w oczy. – Na szóstą. – Wyjeżdżacie o wpół do siódmej – powiedział generał i przez chwilę bezgłośnie poruszał ustami, jakby liczył. – Zgłosisz się pod Białym Orłem. Powiesz tylko tyle, że ja cię posłałem, że kareta przyjechała po pana kapitana. Powtórz. Myśliwy powtórzył jego słowa. Wówczas – jakby chciał jeszcze coś powiedzieć – generał podniósł rękę i spojrzał na sufit. Ale nie powiedział nic, poszedł na piętro. Myśliwy, w postawie na baczność, odprowadził go szklanym wzrokiem, odczekał, aż krępa, barczysta postać zniknie za załomem, za rzeźbioną kamienną balustradą. Generał wszedł do swojego pokoju, umył ręce, podszedł do wysokiego pulpitu, pokrytego cienkim zielonym suknem, poplamionym atramentem, gdzie było pióro i kałamarz oraz ułożone starannie, do milimetra, jeden na drugim, oprawione w płótno w pepitę, szkolne zeszyty, w jakich uczniowie piszą swoje wypracowania. Pośrodku pulpitu stała lampa z zielonym abażurem; zaświecił ją, bo w pokoju było ciemno. Za spuszczonymi żaluzjami, w wysuszonym, spieczonym, zeschniętym ogrodzie, płonęło lato ostatnim wybuchem furii, niczym podpalacz, który, nim pójdzie w świat, w bezmyślnej wściekłości podpala pola. Generał wyjął pomięty list, starannie wygładził papier i w silnym świetle, z okularami na nosie, jeszcze raz przeczytał proste i krótkie rządki, karbowane literami jak drzazgi. Czytał z rękoma założonymi z tyłu. Na ścianie wisiał kalendarz z cyframi wielkimi jak pięści. Czternasty sierpnia. Generał spojrzał w sufit, liczył. Czternasty sierpnia. Drugi lipca. Liczył czas, jaki upłynął pomiędzy dawno minionym dniem i dniem dzisiejszym. Czterdzieści jeden lat, powiedział półgłosem. Od pewnego czasu mówił głośno w swoim pokoju, także gdy był sam. Czterdzieści lat, rzekł po chwili, zmieszany. I jak uczniak, który się gubi pośród powikłań trudnej lekcji, poczerwieniał, odchylił ciężką głowę, przymknął klejące się powieki. Czerwona szyja wystaje nad kołnierzem kukurydzianożółtej marynarki. Tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty dziewiąty, drugi lipca, to wtedy było polowanie, pomrukiwał. Potem umilkł.”

reviewed

Żył w tym pokoju jak chory, który przyzwyczaił się do wyznaczonej mu przestrzeni.

„Żył w tym pokoju jak chory, który przyzwyczaił się do wyznaczonej mu przestrzeni. Jakby ta przestrzeń była skrojona na jego ciało. Mijały lata i nigdy nie przeszedł do drugiego skrzydła, gdzie ustawiły się w szeregu trzy salony: zielony, niebieski i czerwony, ze złotymi żyrandolami. Stamtąd okna wychodziły na park, na kasztanowce, które wiosną przechylały się przez balkonową kratę i chełpiąc się różowymi świeczkami oraz ciemnozieloną wspaniałością stały półkolem przed brzuchatą wypukłością południowego skrzydła, przed kamiennymi balustradami balkonów. Krępe anioły podtrzymywały balustrady. Chodził do tłoczarni albo do lasu, albo – każdego ranka, także zimą, także wtedy, gdy padał deszcz – nad potok z pstrągami. Po powrocie do domu z westybulu szedł prosto na piętro do swojego pokoju i tam jadł posiłek.

– A więc powrócił – powiedział teraz głośno, pośrodku pokoju. Po czterdziestu jeden latach. I czterdziestu trzech dniach. Kiedy wypowiedział te słowa, nagle poczuł się bardzo zmęczony, jakby dopiero teraz zrozumiał, jaki to kawał czasu czterdzieści jeden lat i czterdzieści trzy dni; zachwiał się. Usiadł w skórzanym fotelu z wystrzępionym oparciem.”

„Człowiek starzeje się powoli: najpierw starzeje się jego ciekawość ludzi i chęć życia, wiesz, powoli wszystko staje się takie oczywiste, poznajesz sens wszystkiego, wszystko się powtarza, tak okropnie i nudno. To także starość. Kiedy już wiesz, że szklanka nie jest niczym innym jak tylko szklanką. A człowiek, biedny człowiek, niczym innym jak tylko człowiekiem, śmiertelnym, cokolwiek by robił… Potem starzeje się twoje ciało; nie od razu, nie, najprzód starzeją się twoje oczy albo nogi, albo żołądek i serce. Tak starzeje się człowiek, w częściach. Po czym, naraz zaczyna starzeć się twoja dusza: bo ciało daremnie pada i psuje się, dusza wciąż jeszcze pragnie i wspomina, szuka i raduje się, pragnie radości. A kiedy mija to pragnienie radości, nie pozostaje nic innego, tylko pamięć i próżność; i wtenczas starzejesz się naprawdę, ostatecznie i nieodwołalnie. Pewnego dnia budzisz się, przecierasz oczy: już nie wiesz, dlaczego się obudziłeś. To, co pokazuje słońce, znasz dokładnie: wiosnę albo zimę, dekoracje życia, pogodę, porządek dnia. Już nie może się zdarzyć nic zaskakującego, nie zaskakuje nawet coś nieoczekiwanego, niezwyczajnego, budzącego grozę, ponieważ znasz każdą szansę, na wszystko już liczyłeś, nie czekasz już na nic, ani na złe, ani na dobre… to właśnie jest starość. Coś jeszcze żyje w twoim sercu, jakieś wspomnienie, jakiś mglisty cel, chciałbyś kogoś ponownie zobaczyć, chciałbyś coś powiedzieć, czegoś dowiedzieć się i wiesz dobrze, że pewnego dnia nadejdzie ta chwila, i wtedy raptem nie będzie już czymś tak definitywnie ważnym poznanie prawdy i reakcja na nią, jak sądziłeś w ciągu tych lat oczekiwania. Człowiek powoli pojmuje świat, po czym umiera. Pojmuje zjawiska i przyczyny ludzkich postępków. Język migowy nieświadomości… ponieważ ludzie przekazują swoje myśli językiem migowym, nie zwróciło to twojej uwagi? Jakby o istotnych sprawach mówili językiem obcym, po chińsku, i dopiero ten język trzeba tłumaczyć na rozumną mowę rzeczywistości. Nie wiedzą niczego o sobie. Zawsze mówią jedynie o pragnieniach i popadając w rozpacz nieświadomie się maskują. Życie staje się nieomal interesujące, kiedy już poznałeś ludzkie kłamstwa i zaczynasz rozkoszować się obserwowaniem, jak to zawsze mówią co innego niż myślą i naprawdę pragną… Tak, pewnego dnia przychodzi poznanie prawdy: i to jest tyle samo, co starość i śmierć. Ale wtedy już nic nie boli.”

"O co można pytać ludzi samymi słowami?"

Recommended from Shop

A clean learning space will help facilitate your kids’ learning abilities. Following these methods will certainly help make your kid’s learning space better and cleaner.

Pin to board
Share on facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Next Articles

Rosshalde Hermann Hesse

„Dajesz mi wolność, więcej niż kiedykolwiek miałam i pragnęłam, a zarazem nakładasz na mnie odpowiedzialność, która odbiera mi wszelką swobodę!”

Read more
Ocean Vuong

Ocean Vuong | Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę

„Trzepot skrzydeł
kolibrów na zewnątrz brzmi prawie jak ludzki oddech. Przytykają dzioby do kałuż słodzonej wody u podstawy poidełka. Cóż za okropne życie, myślę teraz, że trzeba poruszać się tak szybko, aby pozostać w miejscu.”

Read more

True Skin Mineral Loose Powder

There’s just one shade, transparent, which fits my skin, but I don’t know if it may end up ashy on darker ones. This comes in a great packaging with a swivel system that keeps the powder tightly shut.

Read more
No more posts to show, explore other topics:

instagram:

Ten komunikat o błędzie jest widoczny tylko dla administratorów WordPressa

Błąd: nie znaleziono kanału o identyfikatorze 2.

Przejdź na stronę ustawień kanału Instagramu, aby utworzyć kanał.