la-

Dzwon / Iris Murdoch / znajome, oskarżające wnętrze

In this Article

Share

Dzwon, Iris Murdoch, tytuł oryginału: „The Bell”, przełożyła Krystyna Tarnowska, PIW, 1972.

Pierwsze wydanie „The Bell” – 1956 rok, pierwsze polskie wydanie „Dzwon” 1972 rok. Iris Murdoch jest autorką m.in.: „Przypadkowy człowiek”, „Morze, morze”, „Miły i dobry”, „Skromna róża” i „Czarny książę”.

Pierwszą powieść autorka opublikowała w 1954 roku – „W sieci”, kolejną był „Dzwon”. Iris Murdoch napisała dwadzieścia powieści, pisała również dramaty oraz książki filozoficzne.

Serial – „Dzwon” z 1982 roku, słaba jakość, ale da się oglądać.

Iris Murdoch
1919-1999

„Dzwon”- dawno nie czytałam książki, którą nazwałabym nie tylko męczącą, ale i ciężką. Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać chociaż jedną z książek Iris Murdoch, padło na „Dzwon”, więc nie będę narzekać. Podobało mi się wiele fragmentów, dzieło ma w sobie klimat dawnych czasów, dawnych „starych” książek, autorka opisuje świat jaki jest obcy współczesnemu czytelnikowi. W dobie wszędobylskich telefonów komórkowych i innych środków, dzięki którym możemy się komunikować, ta historia nie miałaby racji bytu.

Bohaterowie tej powieści są autentyczni w swym postępowaniu, przynajmniej ja ich tak odbieram. Ludzie z krwi i kości chciałoby się powiedzieć. Żyją, mają emocje, są zmienni, kapryśni, popełniają błędy, żyją chwilą, przeszłością, toczą się, cofają, wkurzają – Iris Murdoch udało się stworzyć żywego bohatera!

Treść

„Brac­two osia­dłe w Im­ber, któ­re­go ce­lem jest stwo­rze­nie wa­run­ków, w któ­rych oso­by świec­kie mogą ko­rzy­stać z do­bro­dziejstw ży­cia re­li­gij­ne­go nie se­pa­ru­jąc się od świa­ta, ist­nie­je nie­speł­na rok. W chwi­lach wol­nych od prak­tyk re­li­gij­nych człon­ko­wie brac­twa pro­wa­dzą go­spo­dar­stwo ogrod­ni­cze. Jaka jest przy­czy­na tych ostat­nich dra­ma­tycz­nych wy­da­rzeń? Nasz roz­mów­ca, bli­sko zwią­za­ny ze spo­łecz­no­ścią Im­ber, wspo­mniał o roz­ła­mie i o na­pię­ciu uczu­cio­wym, ale człon­ko­wie brac­twa po­wstrzy­ma­li się od ko­men­ta­rzy za­pew­nia­jąc nas, że ży­cie w Im­ber to­czy się spo­koj­nym nur­tem.

Brac­two, o któ­rym mowa, jest or­ga­ni­za­cją au­to­no­micz­ną, nie pod­le­ga­ją­cą żad­nej okre­ślo­nej wła­dzy ko­ściel­nej. Człon­ko­wie brac­twa nie skła­da­ją ślu­bów ubó­stwa i czy­sto­ści. Z cze­go się ci lu­dzie utrzy­mu­ją? Z do­bro­wol­nych skła­dek. Nie­ba­wem ma być ogło­szo­ny apel o po­moc fi­nan­so­wą, po któ­rym licz­ba sióstr i bra­ci znacz­nie się po­więk­szy. Sie­dzi­bą brac­twa jest uro­czy osiem­na­sto­wiecz­ny pa­łac sto­ją­cy w roz­le­głym par­ku.”

W bractwie Imber spotykaja się: despotyczny Paweł, do którego dojeżdża niewierna, młoda żona – Dora, bliźnięta Katarzyna i Nick, Michał – właściciel Imber Court, James, Toby – przyszły student Oxfordu, starsze małżeństwo oraz Piotr.

„Piotr, przy­ja­ciel Mi­cha­ła jesz­cze z cza­sów szkol­nych i z wy­kształ­ce­nia przy­rod­nik, był czło­wie­kiem ci­chej i nie rzu­ca­ją­cej się w oczy po­boż­no­ści. Przy­je­chał w prze­rwie mię­dzy dwie­ma po­sa­da­mi, żeby po­móc Mi­cha­ło­wi w jego no­wym przed­się­wzię­ciu. Na­tych­miast włą­czył się w nurt ży­cia i wy­ko­ny­wał wię­cej cięż­kiej pra­cy, niż na nie­go przy­pa­da­ło, in­sta­lu­jąc jed­no­cze­śnie w par­ku sprzęt do swo­ich stu­diów nad pta­ka­mi i zwie­rzę­ta­mi. Ku wiel­kiej ra­do­ści Mi­cha­ła po­sta­no­wił zo­stać tro­chę dłu­żej. Na­stęp­nie zja­wi­li się Straf­for­do­wie, któ­rych mał­żeń­stwo gro­zi­ło roz­pa­dem. Przy­sła­ni przez prze­ory­szę za­bra­li się do pra­cy z de­ter­mi­na­cją. Na­stęp­na zja­wi­ła się Ka­ta­rzy­na, a tro­chę póź­niej jej brat. Ka­ta­rzy­na była od kil­ku lat ad­he­rent­ką Opac­twa, a od nie­daw­na przy­szłą no­wi­cjusz­ką; prze­ory­sza uzna­ła, że bę­dzie to z ko­rzy­ścią za­rów­no dla brac­twa, jak i dla sa­mej dziew­czy­ny, je­śli przed wstą­pie­niem do za­ko­nu bę­dzie prze­by­wa­ła ja­kiś czas w Im­ber Co­urt. Przy­by­cie Pat­chwaya było nie­prze­wi­dzia­ne, ale oka­za­ło się dla brac­twa nie­zwy­kle ko­rzyst­ne. Był ro­bot­ni­kiem rol­nym z są­siedz­twa, któ­ry wkrót­ce po za­in­sta­lo­wa­niu się Mi­cha­ła w pa­ła­cu przy­szedł i oznaj­mił, że bę­dzie „ro­bił w ogro­dzie”. Mi­chał nie miał po­cząt­ko­wo pew­no­ści, czy Pat­chway nie tłu­ma­czy so­bie opacz­nie jego po­wro­tu do Im­ber Co­urt. Oj­ciec Pat­chwaya, oka­za­ło się, był jako mło­dy chło­piec ogrod­ni­kiem pa­ła­co­wym, w daw­nych i zgo­ła in­nych cza­sach. Jed­nak­że wy­ja­śnie­nia nie od­stra­szy­ły go ani być może nie zdzi­wi­ły i Pat­chway zo­stał; pra­co­wał jak wół i miał do dys­po­zy­cji wprost bez­cen­ną re­zer­wę ko­bie­cej siły ro­bo­czej wy­naj­mo­wa­nej na dniów­ki w oko­licz­nych wio­skach. Zja­wiał się na­wet od cza­su do cza­su na mszy. Mat­ka Kla­ra śmia­ła się, kie­dy jej Mi­chał o nim opo­wie­dział, i oznaj­mi­ła, że może w naj­praw­dziw­szym sen­sie tych słów Pat­chway „spadł z nie­ba” i jako taki po­wi­nien zo­stać. Naj­now­szym i naj­waż­niej­szym na­byt­kiem brac­twa był Ja­mes Tay­per Pace.

Ja­mes na­le­żał do sta­rej ro­dzi­ny, któ­rej człon­ko­wie po­świę­ca­li się ka­rie­rze, woj­sko­wej. Wyż­sze wy­kształ­ce­nie zdo­był na po­lo­wa­niach, po czym zy­skał sła­wę do­sko­na­łe­go że­gla­rza, a pod­czas woj­ny słu­żył chwa­leb­nie w puł­ku gwar­dii. Od dzie­ciń­stwa po­sia­dał głę­bo­ką i pro­stą wia­rę an­gli­kań­ską. Oby­czaj, dzię­ki któ­re­mu w pew­nych ro­dzi­nach wia­ra prze­trwa­ła jako cząst­ka ży­cia zie­mia­ni­na, wia­ra moc­no zwią­za­na ze wszyst­ki­mi ry­tu­ała­mi eg­zy­sten­cji, nie był dla Ja­me­sa je­dy­nie pu­stą for­mą. Był źró­dłem głę­bo­kie­go, nie nę­ka­ne­go wąt­pli­wo­ścia­mi ży­cia du­cho­we­go, któ­re spra­wia­ło, że w wie­ku bar­dziej doj­rza­łym Ja­mes po­świę­cił się – bez ja­kichś na­głych kry­zy­sów czy emo­cjo­nal­ne­go po­tę­pie­nia daw­niej­szych za­in­te­re­so­wań – ży­ciu re­li­gij­ne­mu. Za­czął przy­go­to­wy­wać się do pra­cy mi­syj­nej, ale roz­ma­ite kon­tak­ty i nowe do­świad­cze­nia prze­ko­na­ły go, że po­wi­nien pra­co­wać w kra­ju. Za­miesz­kał w lon­dyń­skim East End, gdzie po ja­kimś cza­sie za­rzą­dzał wzo­ro­wo zor­ga­ni­zo­wa­nym osie­dlem i kil­ko­ma klu­ba­mi dla chłop­ców. Na­gła cho­ro­ba w na­stęp­stwie prze­pra­co­wa­nia po­ło­ży­ła kres tej świet­nej im­pre­zie. Le­karz do­ra­dzał mu, a bi­skup na­le­gał, żeby zna­lazł so­bie za­ję­cie na wsi, je­śli to moż­li­we, na świe­żym po­wie­trzu; nie­dłu­go po tym prze­ory­sza, któ­ra do­wie­dzia­ła się od swo­jej służ­by in­for­ma­cyj­nej o sy­tu­acji Ja­me­sa, we­zwa­ła go do Im­ber.” 

Ta wyjątkowa zbieranina ludzka w ciągu paru tygodni zdążyła dopuścić się do … bywało ciekawie, śmiesznie, obleśnie i trudno. A wszystko działo się z legendą starego dzwonu, zatopionego w jeziorze w tle, poszukiwaniu go, przygotowań do poświęcenia nowego dzwonu czy wstąpienia do klasztoru Katarzyny. Wydarzenia te przeplatane są nabożeństwami, pracą w ogrodzie, przyjazdem biskupa i romansami, tak romansami pod oknami przeoryszy i zamkniętego kobiecego klasztoru. Brzmi banalnie, ale nie jest. „Dzwon” Iris Murdoch jest ciężki, jak dzwon, swoje waży, w trakcie czytania miałam ochotę wyjechać z Imber, dotrwałam do końca, warto.

Na­sze uczyn­ki są jak okrę­ty, przy­glą­da­my im się, gdy wy­pły­wa­ją na mo­rze, ale nie wie­my, kie­dy i z ja­kim ła­dun­kiem wró­cą do por­tu.

Dora

„Jako mło­dziut­ka żona draż­ni­ła go bez­u­stan­nie swo­ją ży­wo­ścią, dla któ­rej się z nią oże­nił; ma­cie­rzyń­stwo przy­da­ło­by jej nie­wąt­pli­wie bar­dziej bez­oso­bo­we­go zna­cze­nia, za­czerp­nię­te­go z prze­szło­ści. Ale Dory nie po­cią­ga­ły ge­ne­alo­gicz­ne za­szczy­ty, a wy­ra­cho­wa­ne przyj­mo­wa­nie na sie­bie tego ro­dza­ju zo­bo­wią­zań nie le­ża­ło w jej na­tu­rze. Cho­ciaż Pa­weł miał nad nią tak wiel­ką wła­dzę, Dora ufa­ła – jak ja­kieś nie pro­te­stu­ją­ce, lecz szcze­gól­nie ru­chli­we stwo­rze­nie – swo­jej go­to­wo­ści do na­tych­mia­sto­wej uciecz­ki. Stać się dwie­ma oso­ba­mi i tym sa­mym zre­zy­gno­wać z tej zwie­rzę­cej go­to­wo­ści – nie, ta­kie­mu nie­bez­pie­czeń­stwu Dora nie mo­gła spoj­rzeć w oczy. Na­wet nie pró­bo­wa­ła. Cho­ciaż ku zmar­twie­niu Paw­ła i jego przy­ja­ciół na­by­te w la­tach stu­denc­kich wy­ra­że­nie „spójrz­my praw­dzie w oczy” na­dal dość czę­sto po­ja­wia­ło się na jej war­gach, Dora w isto­cie nie po­tra­fi­ła, przy­naj­mniej chwi­lo­wo, spoj­rzeć praw­dzie w oczy i za­sta­no­wić się nad swo­ją sy­tu­acją.

Wie­dzia­ła od sa­me­go po­cząt­ku, że Pa­weł jest czło­wie­kiem gwał­tow­nym. Praw­dę mó­wiąc, była to jed­na z cech, któ­re ją w nim po­cią­ga­ły. Miał w so­bie mę­ską wład­czość, któ­rej nie mo­gli po­sia­dać jej smar­ka­czo­wa­ci ko­le­dzy. Nie był wła­ści­wie przy­stoj­ny, ale miał twarz wy­ra­zi­stą, syp­kie, pra­wie czar­ne wło­sy i ciem­ne, opa­da­ją­ce wąsy; zda­niem Dory te wąsy nada­wa­ły mu wy­gląd po­łu­dniow­ca. Nos miał za duży i w ustach coś cierp­kie­go, ale oczy były bar­dzo ja­sne, tro­chę jak śle­pia węża, i wpra­wia­ły w drże­nie inne stu­denc­kie ser­ca prócz ser­ca Dory. Lu­bi­ła wi­dzieć w nim pew­ne na­pię­cie i odro­bi­nę bez­względ­no­ści, zwłasz­cza kie­dy go mia­ła u swych stóp. Rola prze­ko­ma­rza­ją­cej się, a jed­nak ule­głej ko­chan­ki bar­dzo jej od­po­wia­da­ła; a Pa­weł wpra­wił ją w za­chwyt od­kry­wa­jąc przed nią wy­ra­fi­no­wa­ną zmy­sło­wość i gwał­tow­ną na­mięt­ność, przy któ­rych jej uczel­nia­ne ro­man­se wy­da­wa­ły się mdłe i bez­barw­ne. Te­raz jed­nak siła Paw­ła za­czę­ła się jej przed­sta­wiać ina­czej. Za­nie­po­ko­iły ją w koń­cu bru­tal­ne, dra­pież­ne ge­sty, któ­ry­mi na­ru­szał rytm jej sa­mo­pod­da­nia. Coś ła­god­ne­go i bez­tro­skie­go ule­cia­ło z jej ży­cia.”

dzwon

Koncepcja

„Dora za­mknę­ła oczy i na­tych­miast przy­po­mnia­ła so­bie o swo­im prze­ra­że­niu. Wra­ca z wła­snej woli we wła­dzę czło­wie­ka, któ­ry stwo­rzył so­bie kon­cep­cję jej ży­cia od­rzu­ca­ją­cą lub po­tę­pia­ją­cą jej naj­głęb­sze po­pę­dy i któ­ry ma te­raz mnó­stwo po­wo­dów, żeby ją uznać za oso­bę ze­psu­tą. Na tym po­le­ga mał­żeń­stwo, po­my­śla­ła Dora; że jest się uwię­zio­nym w dą­że­niach dru­gie­go czło­wie­ka. Ni­g­dy nie przy­szło jej na myśl, że po­sia­da wła­dzę nad Paw­łem. W każ­dym ra­zie mał­żeń­stwo z nim to był fakt, je­den z nie­licz­nych pew­nych fak­tów w jej cha­otycz­nej eg­zy­sten­cji. Była bli­ska łez i usi­ło­wa­ła my­śleć o czymś in­nym.”

dzwon
dzwon

„Ta kon­cep­cja Dory jako ko­bie­ty nie­osią­gal­nej czy­ni­ła tym roz­kosz­niej­szą ży­wość jej obec­no­ści i przy­ja­ciel­ską swo­bo­dę, z jaką trak­to­wa­ła go w tym ich dzi­wacz­nym przed­się­wzię­ciu. Była w jego oczach ob­da­rzo­na bla­skiem i mocą roz­ka­zy­wa­nia, a świe­żość wzru­szeń, któ­re w nim zbu­dzi­ła, prze­peł­nia­ła go uczu­ciem nie­mal od­no­wio­nej nie­win­no­ści.”

„Ob­ser­wu­jąc chłop­ca – taki był ufny, nie na­zna­czo­ny, try­ska­ją­cy zdro­wiem, po­sia­da­ją­cy jesz­cze wszyst­kie swo­je bo­gac­twa – Dora roz­po­zna­ła ten wy­raz, zna­ła go z wła­snej prze­szło­ści. Mło­dość to wspa­nia­ła sza­ta. Jak zbęd­ne jest współ­czu­cie oka­zy­wa­ne mło­dym! Ist­nie­je wiek trud­niej­szy, któ­ry przy­cho­dzi tro­chę póź­niej, kie­dy mar­ny mniej przed sobą i mniej­szą zdol­ność zmia­ny, kie­dy ko­ści zo­sta­ły już rzu­co­ne i mu­si­my wro­snąć w raz ob­ra­ne ży­cie bez po­cie­chy, jaką daje przy­zwy­cza­je­nie, i bez mą­dro­ści wie­ku doj­rza­łe­go, kie­dy – jak w jej przy­pad­ku – nie je­ste­śmy już une jeu­ne fi­lie un peu fo­lie i sta­je­my się tyl­ko ko­bie­tą, co gor­sza, żoną.”

Od­no­si­ła te­raz wra­że­nie, że Pa­weł przy­na­gla ją, żeby do­ro­sła, ale jed­no­cze­śnie nie po­zo­sta­wia jej na to miej­sca.

„Gdy zo­stał sam, usiadł na łóż­ku i za­krył twarz rę­ka­mi. Jego pierw­szym uczu­ciem było zdu­mie­nie. Ni­cze­go chy­ba na świe­cie mniej się nie spo­dzie­wał. O ho­mo­sek­su­ali­zmie wie­dział bar­dzo nie­wie­le. Szko­ła, do któ­rej cho­dził, nie dała mu w tym przed­mio­cie żad­nych do­świad­czeń ani naj­mniej­sze­go choć­by po­ję­cia o tych do­świad­cze­niach. Jego ko­le­dzy opo­wia­da­li so­bie nie­skom­pli­ko­wa­ne dow­ci­py na ten te­mat, lecz ich igno­ran­cja rów­na­ła się igno­ran­cji Toby’ego i z tego źró­dła nie­wie­le się do­wie­dział. W szko­le uczył się ła­ci­ny, ale nie uczył się gre­ki i jego wie­dza o roz­wią­zło­ści sta­ro­żyt­nych była bar­dzo frag­men­ta­rycz­na. To, co wie­dział, po­cho­dzi­ło z po­pu­lar­niej­szych ga­zet i z uwag wy­po­wia­da­nych przez jego ojca o „pe­da­łach”. Je­że­li w ogó­le za­sta­na­wiał się kie­dy­kol­wiek nad tymi skłon­no­ścia­mi, był go­tów uznać je za dziw­ne zbo­cze­nie czy też cho­ro­bę, o ta­jem­ni­czych i od­ra­ża­ją­cych ob­ja­wach, któ­rą jest do­tknię­ta nie­wiel­ka licz­ba nie­szczę­śni­ków. Wie­dział też, i w tym róż­nił się od swo­je­go ojca, że jest rze­czą bar­dziej wła­ści­wą trak­to­wać te oso­by jako przed­miot za­in­te­re­so­wa­nia le­ka­rza niż po­li­cji. I na tym koń­czy­ła się jego zna­jo­mość przed­mio­tu.

Jak wszy­scy lu­dzie nie­do­świad­cze­ni, Toby miał ten­den­cję do wy­da­wa­nia są­dów skraj­nych. Cho­ciaż przed­tem uwa­żał Mi­cha­ła za wzór cno­ty i na­wet nie przy­szło­by mu do gło­wy za­sta­na­wiać się, czy w ży­ciu tego czło­wie­ka są ja­kieś ska­zy czy upad­ki, te­raz przy­pi­sy­wał mu ho­mo­sek­su­alizm tout co­urt, ze wszyst­kim, co się w nim za­wie­ra­ło nie­na­tu­ral­ne­go i bez­i­mien­ne­go. Przy­naj­mniej tak za­re­ago­wał w pierw­szej chwi­li. Spo­strzegł, że jego my­śli na­bie­ra­ją roz­pę­du i mkną ku więk­szym za­wi­ło­ściom. Jego pierw­szym uczu­ciem było zdzi­wie­nie. Bar­dzo pręd­ko za­stą­pi­ła je od­ra­za i nie­po­ko­ją­cy lęk. Nie chciał być do­ty­ka­ny w taki spo­sób, czuł do tego fi­zycz­ny wstręt. Czuł się za­gro­żo­ny. Może po­wi­nien ko­goś o tym za­wia­do­mić. Czy tam­ci wie­dzą? Z pew­no­ścią nie. Czy po­win­ni wie­dzieć? Ale nie jego rze­czą jest ich za­wia­da­miać. Zresz­tą wcho­dzi­ła też w grę spra­wa osło­nie­nia wła­snej oso­by. Był prze­ra­żo­ny, że jest ty­pem męż­czy­zny pro­wo­ku­ją­cym ta­kie awan­se. Za­sta­na­wiał się, czy to do­wo­dzi, że coś jest z nim nie w po­rząd­ku, że ma ja­kąś nie­uświa­do­mio­ną skłon­ność do tych spraw, któ­rą inna po­dob­nie do­tknię­ta oso­ba po­tra­fi od­gad­nąć.”

Nie na­le­ży po­tę­piać i od­rzu­cać nie­do­sko­na­łej mi­ło­ści, na­le­ży ją udo­sko­na­lać. Dro­ga musi wieść za­wsze na­przód, ni­g­dy wstecz.

„Za­sta­na­wia­jąc się te­raz po­waż­nie nad To­bym Mi­chał za­czął po raz pierw­szy (i za­uwa­żył z go­ry­czą, jak póź­no się to sta­ło) do­pusz­czać do sie­bie myśl, że skrzyw­dził nie tyl­ko sie­bie. Wy­obra­ził so­bie re­ak­cję Toby’ego: wstrząs, od­ra­za, roz­cza­ro­wa­nie, po­czu­cie, że coś zo­sta­ło nie­odwo­łal­nie znisz­czo­ne. Toby przy­je­chał do Im­ber jako do przy­sta­ni re­li­gij­nej, do azy­lu. Szu­kał tu na­tchnie­nia i przy­kła­du. Było rze­czą mniej waż­ną, że znik­nął tak na­gle nimb Mi­cha­ła; całe do­świad­cze­nie Im­ber stra­ci­ło dla Toby’ego war­tość. Za­cie­kle i nie­ustę­pli­wie Mi­chał ba­dał im­pli­ka­cje swo­je­go uczyn­ku. Że też coś tak prze­lot­ne­go i tak bła­he­go może po­sia­dać tak wiel­ką wagę, spo­wo­do­wać tyle znisz­cze­nia! W pew­nym sen­sie Mi­chał wie­dział, co się zda­rzy­ło: wy­pił za dużo i uległ od­osob­nio­ne­mu i nie­szko­dli­we­mu im­pul­so­wi. Z dru­giej stro­ny nie wie­dział jesz­cze, co się zda­rzy­ło. Na­sze uczyn­ki są jak okrę­ty, przy­glą­da­my im się, gdy wy­pły­wa­ją na mo­rze, ale nie wie­my, kie­dy i z ja­kim ła­dun­kiem wró­cą do por­tu.”

„Czy moż­na roz­po­znać sub­tel­no­ści do­bra, je­śli jest się śle­pym na sub­tel­no­ści zła, za­dał so­bie Mi­chał py­ta­nie. Do­szedł chwi­lo­wo do wnio­sku, że wy­ma­ga się od czło­wie­ka, aby był do­bry (za­da­nie z po­zo­ru nie­zwy­kle pro­ste, choć trud­no wy­ko­nal­ne), a nie, żeby roz­po­zna­wał sub­tel­no­ści do­bra. I na tym po­prze­stał, nie miał bo­wiem cza­su na fi­lo­zo­ficz­ne roz­wa­ża­nia.”

Nie na­le­ży po­tę­piać i od­rzu­cać nie­do­sko­na­łej mi­ło­ści, na­le­ży ją udo­sko­na­lać. Dro­ga musi wieść za­wsze na­przód, ni­g­dy wstecz.

Recommended from Shop

A clean learning space will help facilitate your kids’ learning abilities. Following these methods will certainly help make your kid’s learning space better and cleaner.

Pin to board
Share on facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Next Articles

Rosshalde / Hermann Hesse

Rosshalde – Hermann Hesse: „Dajesz mi wolność, więcej niż kiedykolwiek miałam i pragnęłam, a zarazem nakładasz na mnie odpowiedzialność, która odbiera mi wszelką swobodę!”

Read more
Ocean Vuong

Ocean Vuong | Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę

„Trzepot skrzydeł
kolibrów na zewnątrz brzmi prawie jak ludzki oddech. Przytykają dzioby do kałuż słodzonej wody u podstawy poidełka. Cóż za okropne życie, myślę teraz, że trzeba poruszać się tak szybko, aby pozostać w miejscu.”

Read more
No more posts to show, explore other topics:

instagram:

Ten komunikat o błędzie jest widoczny tylko dla administratorów WordPressa

Błąd: nie znaleziono kanału o identyfikatorze 2.

Przejdź na stronę ustawień kanału Instagramu, aby utworzyć kanał.